Oglądanie "Loli" jest trochę jak słuchanie cudzych listów miłosnych w audiobooku. Francuzi to tak romantyczny naród, iż zakochują się łatwo i bardzo szybko umieją nazwać swe uczucia. Wyznania bohaterów są miksturą komplementów, tęsknoty za osobistym szczęściem i marzeń o bliskości. Niestety reżyser nie pozwoli na rozkwit wszystkich związków, gdyż bardziej interesuje go temat dążenia do spełnienia, niż jego osiągnięcie.

Fani Jacquesa Demy nie powinni być zawiedzeni. Jak zwykle umiejętnie dobrał aktorów, zadbał o wyśmienite tło muzyczna, a nawet udało mi się umieścić tutaj świetną piosenkę tytułową. W przeciwieństwie do "Księżniczki w oślej skórze" jest tu jednak więcej dialogów, a musicalem można nazwać zaledwie 5 minut z całości.

Rozważania na temat natury miłości jakie tutaj znajdziemy nie każdego kupią. Czujcie się ostrzeżeni, ale jeśli lubicie ryzyko, śmiało możecie zobaczyć ;)