Poprzednik Infernal affairs, w trochę odmiennym wydaniu, na pewno nie tak magiczny. Historia więc dość powszechna - triada, kreci, rywalizacja pomiędzy frakcjami o fotel szefa. Louis Koo gra tu jedną z lepszych ról dramatycznych w jakich go widziałam, niestety potem zaczął grywać łobuza i kochanka, wreszcie ofermę, i na długo go zaszufladkowano.
Lau tym razem gra faceta na pograniczu dobra i zła, niby chce być kryształowo czysty, ale przeszłość ciągle daje o sobie znać. Z triadą zerwać po prostu się nie da. Ta postać dała mu więc wiele manewru i mógł pokazać cały swój warsztat. Chociaż szczerze powiem nigdy nie uważałam go za wielkiego aktora tutaj mi się niezwykle podoba. Nawet chyba bardziej niż w Infernal affairs, gdzie jego rola była bardzo zachowawcza.
Dałam mu dość wysoką ocenę kiedyś - 8/10. Teraz mi się wydaje, że być może trochę nad wyrost, ale niech już tak zostanie.