że to taki film o niczym i że szybko go zapomnę. Nieprawda. Stawia bardzo wiele pytań. Gdzie i czy jest granica czynienia dobra? Jaki wpływ na nasze postawy ma opinia społeczna? Do jakich granic mamy spełniac oczekiwania innych? Jakie są obowiązki wobec społeczeństwa osoby publicznej? Co się dzieje i jak jesteśmy oceniani, gdy wychodzimy poza nasza rolę?
Łamanie granic dla czynienia dobra jest rozwojem. Na to trzeba pasji i odwagi. Miał ją Longford odwiedzając więźniów. Dla mnie 7.
Zgadzam się, ten film mnie poruszył, obejrzałam go przypadkiem w TV i nadal jestem pod wrażeniem, ile odwagi miał pan Longford, że wbrew wszystkiemu walczył o tę kobietę, wierzył jej.Ten film nie tylko zadaje wiele istotnych pytań ale również ukazuje inny obraz człowieka, nic nie jest albo czarne albo białe, mamy do czynienia z morderczynią i kryminalistyką a mimo wszystko współczujemy jej a nawet gotowi jesteśmy jej pomóc
Dokładnie, największym atutem tego filmu jest właśnie to, jak wiele pytań stawia, i o co. Wszystkie przedstawione wydarzenia i relacje są skomplikowane, nic nie jest proste. No i bardzo dobre ujęcia i gra aktorska. Świetne.
Łatwo jest być dobrym i czynić dobro wobec dobrych ludzi. Trudniej znaleźć w sobie współczucie i chęć zrozumienia dla złych ludzi. Mnie pewnie nie byłoby na to stać.
Rozumiem. Mnie też nie. Problemat jednak wydaje mi się nieco inny - czy doszczętnie zły człowiek, powiedzmy, taki, który odbiera życie drugiemu, zasługuje na współczucie? I kto ma mu współczuć? Dla mnie odrażające czyny są poza granicą możliwości współczucia. Dla błądzących mam czułe serce, dla niszczących nie mam go wcale.
Dlatego Longford, jako postać prawdziwa budził tyle kontrowersji. Z psychologicznego punktu widzenia, jak prześledzi się losy najbardziej okrutnych ludzi można znaleźć racjonalne wytłumaczenie (chociaż częściowe) dla czego stali się tacy źli. I potrafię zrozumieć, jakie mechanizmy, zaburzenia lub choroby spowodowały, że zrobili tak straszne rzeczy. Ale do wybaczającego współczucia bardzo mi daleko.