Zgadzam się w pełni. Scena wbija szczękę w ziemię. Film jest tak genialnie wyreżyserowany że widz tak bardzo utożsamia się z Longfordem że sam przeżywa jego srogie zawody jak swoje. Przynajmniej tak ze mną było. A wspomniana scena to majstersztyk. Brawa należą się też odtwórcy Iana Bradyego za wszystkie sceny z jego udziałem. Jest niesamowicie przekonujący. W sumie on jest najtragiczniejszą postacią wydarzeń zaprezentowanych w filmie. Gdyby Longford poświęcił czas spędzony Myrze właśnie jemu pewnie przyniosło by to więcej pożytku. No ale jak przesłanie filmu niesie każde doświadczenia nawet te najgorsze mają jakiś cel. Ten film jest stanowczo niedoceniany i zbyt mało osób go oglądało.