Film próbujący pokazać co się działo na pokładzie samolotu linii United Airlines, który został porwany 11 września i prawdopodobnie miał trafić w Biały Dom, jednak, z powodu buntu pasażerów, rozbił się na pastwisku. Bałem się, że reżyser trylogii Bourne'a stworzy z tego wyjątkowo patetyczny i heroiczny film, na szczęście jednak udało mu się nie powtórzyć błędu Olivera Stone'a i uniknął tego. Mimo, że cała historia to tylko i wyłącznie domysły, to jednak wydaje się ona niesamowicie autentyczna i trudno nie uwierzyć Greengrassowi, że tak faktycznie było. Nie ma tu żadnego Jezusa chodzącego z butelką wody, tak jak w przypadku "World Trade Center", jest wyjątkowy autentyzm i prawdziwe emocje. Dobrym pomysłem było zatrudnienie całkowicie nieznanych aktorów. Dodało to realizmu, a efekt jest tym większy, że zagrali to bardzo dobrze. Jedyną wadą jest zbyt rozciągnięta pierwsza połowa, a scen w pomieszczeniach lotnisk mogłoby być mniej. W każdym razie warto dorwać ten film, tym bardziej, że w Realu jest za ok. 13 zł. 7+/10