Końcówka jest niewiarygodna psychologicznie, ani nawet logicznie, bo pytanie o koleżankę i jej rzekomy alkoholizm, nie mógł by wywołać w bohaterze takich rozterek, nie mówiąc o tym, że gdyby to była rozprawa sądowa, to adwokat natychmiast zgłosił by sprzeciw, który raczej na pewno został by przyjęty, dlatego że pytanie było o to, co się bohaterowi wydaje-wystarczyło żeby odpowiedział, że nie ma wiedzy w tej sprawie i z pewnością ani siebie, ani zmarłej koleżanki by nie pogrążył w ten sposób. A "odkupić winy" , mógł zwyczajnie zapisując się na odwyk, po zakończeniu sprawy. No, ale musiało być dramatycznie i dydaktycznie. Facet był ewidentnym bohaterem, który nie dość, że nie zrobił nikomu krzywdy swoim piciem, (które oczywiście samo w sobie, nie jest niczym dobrym, zwłaszcza w nadmiarze), to w dodatku dokonał niemal cudu, ocalając mnóstwo istnień ludzkich-bardzo wątpliwe, że gdyby nawet doszło do rozprawy i go skazano, to na coś więcej niż pół roku w zawieszeniu i przymusowy odwyk. Ale licencję pilota raczej na pewno by stracił.