PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=534994}
6,7 3 197
ocen
6,7 10 1 3197
7,3 10
ocen krytyków
Lourdes
powrót do forum filmu Lourdes

Ostatnia scena!!!

ocenił(a) film na 8

Jak interpretujecie ostatnią scenę? Dlaczego on nie wraca, mimo że powiedział, że zaraz będzie? Czy dlatego, że sytuacja stała się niezręczna po jej upadku? A może nie wiedział, co dalej robić? Bał się wzięcia odpowiedzialności za bohaterkę? Nie odwzajemniał jej uczuć?
Dlaczego ona znowu siada na wózku? Czy ta scena miała udowodnić, że nie od razu wszytko się zmieni i ta drga do normalności trwa? Że nie można się tak szybko odciąć od tego wózka?

Lulu_7

On odcina się w tym momencie od niej. Oznacza to, że właśnie nie zamierza jakby brać za nią odpowiedzialność, w momencie przypuszczalnego nawrotu choroby.
Ona zaś powraca do "tradycyjnego życia". Uzdrowienie, było krótkotrwałym, okrutnym żartem który dał jej nadzieję, na to, będzie mogła jeszcze funkcjonować. Jednak znowu jest zdana na łaskę innych...

użytkownik usunięty
Edward_Nozycoreki

Nie, nie co do:

"Uzdrowienie, było krótkotrwałym, okrutnym żartem który dał jej nadzieję, na to, będzie mogła jeszcze funkcjonować. Jednak znowu jest zdana na łaskę innych..."

Scena ostatnia jest symboliczna, to jasne.
Co do tego gościa,to masz rację, boi się odpowiedzialności, lub po prostu, nie chce jej i tyle.

A ostania scena:

Zabawa i muzyka która jest w tle, symbolizuje życie szczęśliwe, życie kogoś w pełni sprawnego itd.

Kobieta która doznała na sobie cudu, jest nadal pełnosprawna, może chodzić. Tylko się potknęła. Tylko.

A starsza babcia jest symbolem tych wszystkich wrednych ludzi, którzy nie byli zadowoleni z cudu. Którzy zazdrościli tego. "Dlaczego ona, a nie ja/kto inny?". Zwykła małostkowa zazdrość.

Wpycha ją na fotel. To symbol tego, że oni nie akceptują tego cudu jak był, woleliby, by go nie było na tej kobiecie; czy by okazał się fałszywy. Stoją obie z boku, babka niejako pilnuje jej, by nie była częścią życia-zabawy obok. Podobnie jak nasza bohaterka szła w górach na spacer z gościem, stara ropucha za nią szła, jakby ona robiła coś złego (dziwna postać biorąc pod uwagę że wcześniej zajmowała się gł. bohaterką...)

Nie można odbierać przez tą scenę że ona nie chodzi już itd. Oczywiste natomiast jest, co oznacza. Przynajmniej ja tak to odczytuję. Zawiść moherowego grona nie zna granic.

Chyba właśnie najciekawsze jest to, że furtka jest tu otwarta.
Każdy chyba może odbierać to zakończenie jak chcę.
Nie jest ono jednak, z pewnością happy endem.

Edward_Nozycoreki

dokładnie
niespecjalnie rozumiem ciśnienie, żeby każdemu gestowi nadawać wymiar symboliczny, szczególnie, że i tak nie dojdzie się do prawdy, bo znaczenie symboli, z definicji, każdy tworzy sobie sam, więc nie ma co prorokować ;)

polecam moją recenzję:
http://polecaci.pl/magda/2010/02/24/po-drugiej-stronie-cudu/

ocenił(a) film na 8
filomara

Przepraszam kochanie ,nic bardziej blędnego niż Twoja opinia o definicji symbolu.Symbolu nie tworzymy sobie sami on ma naturę archetypiczną ,nabierającą znaczenia przez wieki prawie.np symbole biblijne itp.a istotą symbolu jest wieloznaczność,więc ...resztę dopowiedz sama.

ocenił(a) film na 5
estela

Niestety nie mogę się zgodzić z tym, że symbol ma naturę archetypiczną. Nie w każdym przypadku to się potwierdza. To bardzie pasuje do alegorii. Natomiast symbol może być stworzony przez kontekst. Przykład? Kamizelka jest tylko zwykłym ubraniem. Tymczasem w noweli Prusa staje się ona symbolem miłości, nadziei i oddania ukochanej osobie.

ocenił(a) film na 8

Zgadzam się z powyższym. Pielgrzymi niby wierzą w Boga i jego moc, wszystko
się kręci wokół wiary, ale jak staje się coś niewytłumaczalnego to
zaczynają odczuwać lęk. Zaczynają zadawać sobie pytania- dlaczego ona?
Dlaczego nie ten kto był lepszy, bardziej wierzący, bardziej poszkodowany,
ten który poświęcał się innym, wreszcie dlaczego nie ja sam? Te pytania ich
męczą, podważają wiarę, skłaniają ku autorefleksji, której nie chcą się
poddać, bo może się okazać że nie są tak dobrzy i pełni wiary jak zwykli
uważać. Kiedy cudownie ozdrowiona upada, a później zmęczona siada na wózku
ludzie pewnie odczuwają ulgę, wreszcie wszystko wraca do normy...
To nie był cud...

Kiedy rozmawiałam na temat zakończenia filmu z koleżanką usłyszałam z jej
ust interesującą opinię- może to nie Bóg był uzdrowicielem, ale sama nasza
bohaterka i miłość którą poczuła? Zaczęła zdrowieć kiedy mężczyzna którym
była zauroczona dotknął jej ręki, nabierała życia i wiary kiedy on się
uśmiechał, a kiedy zostawił ją samą pod ścianą upadła zrezygnowana na
fotel. Moim zdaniem ciekawa interpretacja.
Podobał mi się ten film, myślę, że będę o nim długo myśleć.

ocenił(a) film na 6

Jak dla mnie brakuje przesłanek, żeby tak jednoznacznie oceniać tę starszą kobietę. Wydaje mi się, że to w niej zachodzi największa przemiana. Przyjechała "po cud" dla siebie a zajęła się chromą współlokatorką i być może jej wstawiennictwu zawdzięczała wyzdrowienie. Nie jestem pewien, czy starsza Pani nie cieszyła się z tego cudu (w nocy). Jeśli tak, to tropienie w górach i podejście z wózkiem to nic innego jak opieka nad zachłyśniętą zdrowiem dziewczyną.

Lulu_7

ten film to jedna wielka masońska prowaokacja...

użytkownik usunięty
jarospa

Chory człowieku, nie słuchaj radia ma ryja...

W "Lourdes" Hausner najlepsze jest to, że nie jest filmem niejednoznacznym i bardzo "giętkim" w interpretacji. Nie ma sensu się spierać co do znaczenia pojedynczych scen, ponieważ w zależności od swojego spojrzenia na świat, tego czy jest niewierzący, czy wierzący - każdy inaczej odbierze film.

Ja nawet posunąłem się do stwierdzenia, że bohaterka symuluje chorobę (pomimo sceny, w której doktor mówi o stwardnieniu rozsianym). Nie jest w stanie doświadczyć pewnych rzeczy w normalnym życiu, nie potrafi funkcjonować tak jak inni, pragnie uwagi - udawanie inwalidki jest znakomitym rozwiązaniem, ponieważ ma gwarancję współczucia. Nie wygląda także na osobę głęboką wierzącą - jeżeli naprawdę jest chora nie pragnie niczego więcej prócz cudu.

Świetnie nakreślone są także inne postacie - każda z nich jest równie ciekawa i stanowi temat do dłuższej dyskusji.

ocenił(a) film na 8
Lulu_7

W moich oczach bohaterka jest "leniwa" i bez entuzjazmu, a jej podroz po
cud jest od niechcenia, ot tak, ze moze sie cos zmieni. Ten film jest
przede wszystkim o sile tkwiacej w czlowieku i wierze nie tyle w Boga co
w... cos, w siebie, w czlowieka, w wiare jako uzdrowiciela nie tylko
ciala, przede wszystkim duszy. Zauwazmy, ze chora kobieta nie bedzie
szczesliwa nawet jesli bedzie zdrowa, zalezy tylko od milosci mezczyzny,
ktory tak naprawde jej nie kocha albo boi sie ja pokochac, mysle, ze on
boi sie odpowiedzialnosci, tak jak wiekszosc z was pisze (to jego
slabosc). Czymze wiec jest tak osiagniete uzdrowienie? No wlasnie,
najwazniejszym jest pogodzenie sie z samym soba i nie licytowanie, kto
zasluzyl na cos, a kto nie. Zobaczcie, ze pokorna, silna i
zdeterminowana Celine nie zauwaza swojego cierpienia i pomaga do konca
innym. I co ja czeka? Nie o to chodzi bowiem, zeby zyc za wszelka cene i
byc doskonalym. Wazne, zeby rozumiec po co sie zyje i nadawac swemu
zyciu sens samemu wlasnie. Smierc fizyczna nie jest tak straszna jak
duchowa. Dla osob wierzacych w Boga smierc fizyczna moze byc nawet
wyzwoleniem, czyz nie?

Glowna bohaterka byla zbyt bierna, zeby to dostrzec i zbyt pochlonieta
porownywaniem siebie do innych, byla nieszczesliwa i usprawiedliwienie
tego braku szczescia znalazla w swojej chorobie. Ostania scena pokazuje
jej porazke, ale jest to porazka duchowa. Tak naprawde wozek inwalidzki
jest tu symbolem biernosci i zaleznosci od innych, niepelnosprawnosc
fizyczna nie jest utrapieniem o ile twoja postawa jest pozytywna. Jesli
chodzi o portrety innych bohaterow, to mysle, ze one w dokladnie ten sam
sposob moga byc interpretowane, kazda z postaci ma ludzkie slabosci i
kazda pozostaje w jakiejs relacji z glowna bohaterka. Ma to duze
znaczenie dla jej wizji swiata. Ta wizja zdominowala zapewne jej zycie.
To blad. Zadna z tych osob nie jest przeciez ani szczesliwsza, ani
lepsza od niej.

Jesli cos nie "gra" w mojej interpretacji, z mila checia poczytam
konstruktywne komentarze.

ocenił(a) film na 10
Lulu_7

ja to zrozumiałam w ten sposób, że ten facet to taki lekkoduch (sam mówi wcześniej głównej bohaterce że odpokutowuje tu swoje grzechy) typowy Włoch, szybka przyjemność i następna kobieta (wolontariuszką szybko się znudził, a głównej bohaterce mówi na wycieczce, że "nie chce jej skrzywdzić"), a jak pojawiają się jakieś komplikacje i problemy, to on tego na swoje barki wziąć nie chce...

a cudu żadnego nie było moim zdaniem. to była czasowa poprawa jak to bywa przy tej chorobie. ona początkowo nie chce się z tym pogodzić, snuła już przecież wielkie plany, w autokarze mówi, że tyle teraz ją czeka, a może nawet założy rodzinę? nie chce wózka, "tylko się potknęła", nie godzi się na tę fizyczną ułomność... przez ten cały czas usilnie starała się udowodnić, że stać ją na to samo co swoją opiekunkę i w niczym nie jest gorsza i zasługuje na to samo co inni "zdrowi"...

ale wie, że on już nie wróci i że on ma świadomość, że to nie było tylko potknięcie... w końcu siada na wózku, godzi się z faktem, że takie beztroskie życie jakie wiedzie młoda wolontariuszka nigdy jej nie czeka. może nawet przestaje już być o nią zazdrosna jak wcześniej... każdy ma swój los, modlitwy działają ze statystyczną częstotliwością ślepego przypadku 50/50% szansy... na pewne rzeczy nie mamy wpływu choćby i kto przeszedł na klanach do Częstochowy... złe rzeczy spotykają tak samo dobrych jak i złych ludzi. czy ktoś tym cyrkiem kieruje "z góry" ???

iusta

Przyznaję że osobiście wolę jak film ma porządne zakończenie, a nie tak nagle urywa się jak ten. No, ale z drugiej strony taki zabieg ma to do siebie że takie urwane zakończenie można interpretować na różne sposoby jak komu się podoba.

Sporo już tu napisano, więc nie będę powtarzać tego samego co napisano, bo nic innego nie da się już chyba wymyślić na ten temat.

Ogólnie film jest dobry, mądry (takie rzeczy w końcu mogą się przytrafić) taki bardzo wyciszony spokojny, dobrze się go ogląda, niektóre wątki są niedokończone co daje duże pole do interpretacji. Tak na pierwszy rzut oka wydaje się że to banalna historyjka na dodatek bez porządnego zakończenia, ale posiada w sobie spory potencjał emocjonalny a dzięki (między innymi) tym niedopowiedzeniom głębię.
Warto obejrzeć.

ocenił(a) film na 8
Lulu_7

Czy to był cud czy nie, Christine, po uzdrowieniu zdaje sobie sprawę, że nawrót choroby może nastąpić, o czym ją zresztą informuje lekarz. Dlatego też, potrzebuje kogoś odpowiedzialnego przy sobie, kto będzie jej w stanie służyć pomocą. Ma nadzieję, że będzie to ten żołnierz, którym jest oczarowana. W ostatniej scenie filmu, gdy dziewczyna upada podczas tańca, ta staruszka podchodzi do niej z wózkiem, a Christine jej mówi: "Nie potrzebuje go" i spogląda na żołnierza. Staruszka jednak nie odchodzi, pewnie lepiej zna życie, wie, że będzie jeszcze potrzebna. Gdy żołnierz opuszcza Christine, ta wraca pod skrzydła staruszki.

A na marginesie, żadna postać nie jest jednoznaczna do oceny, by stwierdzić, że ktoś bardziej zasłużył na cudowne uzdrowienie, czy łaskę Boską.

ocenił(a) film na 6
Lulu_7

Ale dlaczego wy uważacie, że na końcu filmu dziewczyna jest nieszczęśliwa>??????? Przypomnijcie sobie cały film- ona ciągle jest jakby nieobecna duchem, jej uśmiech jest lekko wymuszony, jej oczy się wcale nie uśmiechają. Dopiero na końcu, kiedy w tle po prostu słyszymy muzykę ( nota bene to bardzo znany przebój Rominy Power i Al Bano, o polskim tytule .... Szczęście.......) a nasza bohaterka stoi z boku - jej oczy naprawdę zaczynają żyć. Ostatnie momenty filmu są skupione na jej twarzy a ta twarz wyraża radość. Nie udawaną i nie wymuszoną- po prostu radość. To że siada na wózku nie musi oznczać, że ona myśli o nawrocie choroby lub że się poddała. Nie wygląda na taką ,która się poddała. Raczej taką, która duchowo się zmieniła. Na szczęśliwszą.
Przez cały film jest jakby otępiona a do tego nie widać w niej potrzeby wiary- tak jak widać to u niektórych uczestników tej pielgrzymki. Swoje powody o uczestniczeniu w tego typu wyprawach kwituje dosyć ....brutalnie: przynjamniej wtedy wychodzi z domu a poza tym to itak wolałaby wycieczkę do Rzymu ;-) . Emocji więc brakuje. W niej. Do czasu.


Co do staruszki nie zgodzę się, że taka z niej jędza. Właściwie tylko ostatnie scena jest dziwna- z tym wózkiem i -wg mnie- niepotrzebną asystą. Ale poza tym- nie raziło mnie jej zaangażowanie w pomoc i cicha obecność- ona się nie narzuca w tym filmie.

A tak poza tym- skoro już się wypowiadam. Dla mnie film ogólnie jest dobry ale nic poza tym. Nie lubię takiego rozmemłania w przekazie. Ani tu religijności ani antykomercjalizmu ani też ironii ani zadumy. Ot - taki trochę dokument- niby bez komentarza, niby ma dać do myślenia, ale..... " no comments" najlepiej wychodzą na żywo. Albo- po prostu nie wyszły reżyserce. Plus za nie szastanie postaciami i nie przerysowywanie ich, skoro to my, widzowie, mieliśmy być obserwatorami.

ocenił(a) film na 8
Alabe

No właśnie, ona stoi obok, nie uczestniczy w zabawie, a za chwilę siada na wózku. To wcale nie znaczy, że się poddała, czy że rezygnuje z czegoś. Christine pewnie jest zawiedzona i przygaszona (tą sytuacją z żołnierzem), ale optymizm w niej jest, bo w końcu jednak rzeczy zmieniły się na lepsze, wyzdrowiała. Ale w tym momencie jest obok "szczęścia".

W tym filmie fajne jest to, że postacie nie są przejrzyste i jednoznaczne do oceny. Niewiele się o nich dowiadujemy, ale wystarczają sporo, by nie uogólniać. Mnie się film podobał, ze względu na tę skromność i oszczędność w kreowaniu tej historii, a pomimo tego można z niej wiele wydobyć.

ocenił(a) film na 8
Alabe

jak tylko skończył się film poszukałem tłumaczenia ostatniej piosenki, podczas której zdarzyła się ostatnia scena (http://www.tekstowo.pl/piosenka,al_bano___romina_power,felicita.html), a piosenka wydaje mi się, że była kluczowa do jej zrozumienia. Tak jak mówisz: "felicita" czyli "szczęście". W czasie gdy na sali była śpiewana ta piosenka, na jej twarzy pojawił się pierwszy szczery uśmiech.

Ja odczytuję tą końcówkę tak, że ona po prostu zaakceptowała siebie taką, jaką jest i przyszłość jaka ją czeka, niezależnie od tego, czy została uzdrowiona, czy nie, bo to właśnie daje człowiekowi szczęście - akceptacja sytuacji w jakiej jest i pozytywne na nią spojrzenie. Słuchała piosenki o szczęściu i zrozumiała, że szczęście w jej życiu jest możliwe, że tak naprawdę ma powody, aby być szczęśliwa, nawet jeśli usiadła na wózku.

Osobiście myślę też, że została uzdrowiona, ale że jeszcze tego nie zrozumiała, sama nie jest tego pewna (chociaż doświadcza tego - zobaczcie, że w scenie gdy wstaje w nocy, wstaje bardzo powoli, jakby była ciekawa czy się uda - widać, że nigdy, albo bardzo dawno tego nie robiła), sama nie wie dlaczego się to stało i co z tym teraz zrobić (albo chociażby komu wypadałoby być wdzięczą).

Zaintrygowała mnie też ta starsza pani. Ona zdała mi się być najbardziej wierzącą w tym filmie. I zdało mi się, że to ona najbardziej przejęła się Christine i nie prosiła już o siebie, ale o nią. A Christine nawet na nią nie spojrzała. Ogólnie brakowało mi w tym filmie jakichś normalnych, ludzkich wymian zdań (poza tymi dwiema babami-plotkarami). A w ostatniej scenie filmu tylko czekałem aż Christine chociaż spojrzy na tą starszą Panią i podziękuje jej chociażby za opiekę, ale i chyba za jej zaangażowanie i modlitwę. W końcu modliła się przed figurką (choć inni się z niej śmiali) i narażała się dla Christine (zawiozła ją do pierwszego rzędu) czy specjalnie wzięła ją samodzielnie w różne miejsca. Myślicie, że robiła to ze współczucia dla Christine, czy może chciała "zasłużyć" na łaski? Ja jakoś bardzo pozytywnie ją odebrałem...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones