Po pierwsze: Film jest troszkę plagiatem "Jestem Bogiem". Z tą różnicą, że film z Bradley'em Cooperem był fajny, a ten nadaje się chyba tylko na wyrzucenie i podeptanie.
Po drugie: Nie kupuję łamania praw grawitacji przez Lucy. Wiem, że później mogła zmieniać kolor włosów w ciągu sekundy ale prawo grawitacji?! Na początku jak jej pęka ta torebka z narkotykiem, to się tarza po suficie, a później wysyła w przestworza koreańskich karateków. Wiem, że to szczegół ale mnie bardzo denerwował.
Po trzecie: Lucy dysponuje całym arsenałem supermocy. A jej przeciwnicy to tylko żałosna garstka skośnych gangsterów, a na dodatek nie mają jeszcze kryptonitu. Nie mają żadnych szans. W większości filmów akcji to głowny bohater ma przesrane, jak Arni z Predatorem albo John McClane z całym gangiem oprychów. Tutaj widzowi (przynajmniej mi) wydaje się, że Lucy jest faworytką starcia.
Po czwarte: Skoro Lucy ma takie zdolności to dlaczego ich nie wykorzysta i naraża swojego francuskiego policjanta na utratę życia. Mogłaby zrobić czary mary, a później dokończyć swoje przepoczwarzenie.
Po ostatnie: To nie jest "Jestem Bogiem" ale Lucy próbuje nim być. Panuje nad czasem i przestrzenią (jak Bóg), jest wszędzie (jak Bóg) i jeszcze ta scena z małpką.
Nie warto tracić życia, film nie jest tego warty zamiast tego polecam dobre Sci-Fi jak np. "Moon" albo "Przeznaczenie"