Obejrzałem wczoraj. Niby mamy obraz "grzesznego świętego". Czemu jest grzeszny, to wiadomo i jest to zabawne. Ale czemu jest święty? Bo prał żonie ubrania przez osiem lat (ale jednocześnie nie opiekował się nią samodzielnie i umieścił ją w jakimś ośrodku, przy okazji przepuszczając kasę na wyścigach i nie myśląc o tym, że to oznacza, że żonę z tego zakładu wyrzucą). Prał jej rzeczy? To znaczy nie mieli pralki w tym zakładzie?
I to, że zaopiekował się chłopcem (za kasę oczywiście), przy okazji zabierając go do burdelu, fundując mu euforię przy wygranym zakładzie na wyścigach (czytaj wstęp do uzależnienia) i upijając się przy dzieciaku.
No i na koniec laurka, jaki to wspaniały.
Wątek ze złym ojcem dziecka, który chce mieć nad nim opiekę prawną (ale roztkliwiają nas tym, że "on chce dziecko odebrać") i dobrą matką, która powierza swojego "ukochanego synka" jakiemuś menelowi przy okazji w ogóle się nim nie zajmując ("bo muszę pracować").
Nie no bez jaj. Można robić sentymentalne historie z zabawnymi staruchami (np doskonała "Mała miss"), ale to tutaj jest niestety zbyt banalne i jednoczęsnie głupawe.