Przymierzałem się do tego filmu już od wielu lat i wreszcie się udało. Co tu wiele gadać - absolutne arcydzieło, które w ogóle się nie zestarzało. Twórcy osiągnęli maksymalny wyraz przy minimalnych środkach (brak makijażu, skromne kostiumy, ascetyczne dekoracje). Udało się to również dzięki oparciu całości filmu na silnych zbliżeniach, co uwydatniło przeżycia i niuanse emocjonalne postaci. Ważne elementy, które współtworzyły ostateczny efekt to precyzyjna kompozycja kadrów oraz - nade wszystko - charyzmatyczna, niemal mistyczna kreacja Marii Falconetti. Nie bez znaczenia jest również to, że Dreyer oparł scenariusz na autentycznych aktach tego haniebnego procesu, co wzmaga tylko grozę przedstawionych wydarzeń.
PS Ja oglądałem wersję z fenomenalną muzyką Richarda Einhorna "Voices of Light", którą wszystkim polecam.