Najpierw nakręcił Narodziny gwiazdy, o których Streisand słusznie powiedziała, że są wtórne. Teraz kręci to - apogeum samouwielbienia. Pewnie cały czas w czasie zdjęć sobie powtarzał: gram i kręcę pod Oscara, muszę szarżować... Takie mam wrażenie. Niestety, geniuszu Bernsteina w tym filmie nie widzę, a szkoda, bo był to genialny muzyk.