Pewna kobieta zostaje zamordowana w tajemniczy sposób. Jej bliscy są nękani przez dziwne osobniki. Cała sprawa śmierdzi jak jasna cholera czymś o siłach, nazwijmy to nadprzyrodzonych. Michael Madsen gra mężczyznę, badającego sprawy okultystyczne przez sporą część swego życia. Przedstawia głównym bohaterom co ich spotkało, wyjaśnia im wiele spraw, wspomina o Adolfie Hitlerze, o Annunakich, pojawiają się symbole, wszystko jest ze sobą powiązane. Tytuł filmu to chyba imię jakiejś kobiety, o której historii również opowiada Madsen, twierdząc m.in., że to z tego imienia wywodzi się wyraz Magic = Magia. Także jak widać, pojawiają się tu ciekawe tematy, film ma pewne aspiracje w kierunku czegoś wyższego, jednak w dalszym ciągu czuć smród filmu klasy B, także na pewno nie dla każdego to dzieło. Madsenisko jak zawsze robi dobrą robotę, poza nim mamy jeszcze całkiem ładną główną bohaterkę, graną przez Lucie Pohl. Stephena Baldwina ja nie czuję, ale może fani byliby zadowoleni jego rolą byłego księdza, który zmuszony jest wrócić do dawnych spraw i stawić czoła niebezpieczeństwu. Madsen pojawią się jakoś w połowie filmu, Baldwin jest głównie pod koniec, nie są to jakieś olbrzymie role. Jest trochę fajnych scen, mających mroczną atmosferkę (spokojne sceny w domu, mające za zadanie nas straszyć, czy oglądanie przerażającego nagrania na kasecie video) jednak jest też trochę nużących momentów. Zwłaszcza jakieś pierwsze pół godziny mi nie odpowiadały (nie czułem np. rozmów Olivii z Marlą) i końcówka (motyw fabularnego zaplątania), przy czym zaznaczam, że film ma przeszło 2h, także całkiem sporo.
7/10