Są filmy, w których pragnie się happy-endu, szczęśliwego zakończenia jak w Disnejowskiej
bajce. Dla mnie takim filmem jest właśnie "Malowany welon". Raczej nie zdarza mi się
płakać na filmach, na pewno nie na tych o miłości. Ale głównego bohatera tak polubiłam, a
może wręcz pokochałam, że przeżywałam jego śmierć bardziej niż jego filmowa żona. Za to
podciągnęłam ocenę z 8 na 9 gwiazdek.
Film wciągnął mnie od razu. Norton urzekł mnie grającą przez niego postacią jak i samą
grą. Uważam też, że Naomi Watts również zagrała świetnie swoją rolę.
Film pokazuje na czym polega prawdziwa miłość. I pokazuje też, że jeśli się chce to można
uratować małżeństwo. Mimo swego dramatyzmu momentami mnie rozśmieszał. Bawiła
mnie ta chęć bycia w centrum uwagi Kitty jak i obojętność, lakoniczne odpowiedzi Waltera.
Film z pewnością wart obejrzenia.
oooo tak, film jest świetny bez dwóch zdań, Noami Watts dała radę ale Nicole Kidman byłaby tu idealna.