Pierwszy od dawna obejrzany przeze mnie amerykański film, który ma scenariusz. Którego scenarzyści nie koncentrują się na uporczywym parciu do celu i klepaniu idei (jak w nudnie okropnym moim zdaniem Moonlight). A na czym się koncentrują? Na tym na czym powinni, na opowiadaniu historii, na dodaniu jej wiarygodności (patrz: świetne scena z niesfornymi noszami wpychanymi do karetki albo scena nieporozumienie pomiędzy kierowcą i pasażerem, Lee i Patrikiem, nie posuwają niczego do przodu tylko są sobie), świetnie rozegrane emocje, fajni, wiarogodni bohaterowie, dobra (nie nieznośnie manierystyczna jak w tym okropnie nudnym Moonlight) muzyka. Jeśli ktoś jeszcze nie widział warto zdecydowanie.