Twórczyni mojego ukochanego "Życie ukryte w słowach" akcje swojego najnowszego filmu
umieściła w Tokio. Niby wszystko OK, bo i piękne zdjęcia (brawa dla p. Larrieu) i muzyka
dobrana super, wszystko razem tworzy klimat, ale historia dość banalna.... Główna
bohaterka to taka japońska NIkita - freelancer, z jednej strony pracownica targu rybnego a z
drugiej płatna zabójczyni i to wygląda na to, że skuteczna (domyślam się, że te nagrobki,
które czyściła z takim zawzięciem w połowie filmu należały do jej ofiar...). Pewnego dnia Ryu
dostaje zlecenie zabicia pewnego człowieka, którego ojciec jego ukochanej obwinia o jej
samobójczą śmierć...
Ryu godzi się przyjąć zlecenie, ale los postanawia z niej zadrwić i sprawia, iż zakochuje się
w niedoszłej ofierze.... a potem jest już tylko dziwniej.... a już to, że na końcu ginie z rąk
zleceniodawcy ratując życie ukochanemu, który właśnie przyszedł jej oznajmić, iż wyjeżdża z
Japonii i bynajmniej nie chce jej prosić żeby jechała z nim... no proszę!
Sumując uwazam, iz byl potencjal, ale niestety zabraklo wykonania, tej iskry Bożej, która
pozwala na tworzenie wspaniałych rzeczy.