zdecydowanie słabszy od późniejszego filmu C.Piersona z 1972 r., choć i tamten wybitnością nie
grzeszy; tutaj mamy nie tylko masę infantylizmów i ogólnie słabą jakość artystyczną, ale też
spłycenie i drastyczne odejście od literackiego pierwowzoru... a Romina Power zrobiła całkiem
słusznie, że zajęła się muzykowaniem, robiąc karierę u boku Al Bano - przynajmniej ograniczyła
dzięki temu pracę na planie, co chyba kinu wyszło na dobre :P