oglądałem go za "szczeniaka", już prawie 20 (!) lat temu i pamiętam że wydał mi się wtedy bardzo brutalny; właśnie z tego powodu przestałem go oglądać, chyba w momencie zemsty na byłej dziewczynie brata głównego bohatera.
Jakoś niedawno przypadkiem przypomniałem sobie o nim i postanowiłem odnaleźć; pamiętałem tytuł "Mars" i datę z poprzedniego wieku, najprawdopodobniej lata 90-te. Po wpisaniu w wyszukiwarce FW "Mars" wyskoczyły mi chyba 234 tytuły na kilkunastu stronach ale co tam... udało się znaleźć :) Ledwo odpaliłem film, zaraz po kilku minutach byłem pewny że to ten sam którego nie dokończyłem oglądać właśnie te prawie 20 lat wstecz.
Ale już o filmie. Oceniam na 7/10, trochę z sentymentu że udało mi się go odnaleźć po tylu latach, ale przede wszystkim dlatego że dobrze się go ogląda. Jest charakterystyczny, dobrze napisany i zagrany protagonista, mroczny klimat rzekomego Marsa i dobrze zobrazowana nielegalna działalność korporacji. Historia brata głównego bohatera ciekawie komponuje się z wątkiem głównym. Co może przeszkadzać, to typowa dla kina akcji schematyczność i przewidywalność - już od samego początku widać że Templer będzie tym "niezniszczalnym", który praktycznie w pojedynkę będzie eliminował wszystkie czarne charaktery i ich ludzi, starałem się jednak nie zwracać tak bardzo na to uwagi bo wiadomo że takie filmy mają niewiele wspólnego z wiarygodnością, a protagonista musi wygrywać bo nikt za niego nie poprowadzi fabuły do końca.