Jeśli film Ci się podobał, to książką możesz być mocno rozczarowana, bo to dwie zupełnie różne bajki (najpierw należy odjąć od filmu jakieś 2-3 tony cukru "made in Hollywood"). U mnie akurat było odwrotnie;-)

Akurat przeczytałam książkę. Nie byłam rozczarowana (przed rozpoczęciem lektury wiedziałam, że Disney inaczej wykreował tytułową bohaterkę), ale postać Mary bardziej przypadła mi do gustu w filmie. Po prostu Julie kupiła mnie w całości.
Oczywiście, w filmie cukier wysypywał się wręcz z ekranu, to nie podlega wątpliwości, lecz w moim wypadku to jest akurat plus. Życie trzeba sobie osłodzić, a jak już je słodzić to z impetem :) Natomiast muszę przyznać uczciwie, że faktycznie film przy książce wypada blado (jeżeli mam być w miarę obiektywna), głównie przez fakt, że Mary filmowa a Mary książkowa to dwie zupełnie inne osoby, które łączy jedynie imię i nazwisko oraz parę szczegółów. A skoro film był robiony na podstawie książek, to akurat ta postać nie powinna się zbytnio różnić. Niemniej wolę film. Mam do niego dziwną słabość ;)