Wiara Mary, że nauka nie wymaga poświęceń i że korzyści nie są warte strat jest bardzo naiwna. Sama na własnej skórze przekonała się, że kwiat czarownicy to cud. Dlaczego ludzkość miałaby tego nie wykorzystać? Wątpliwości mogą wzbudzić metody doktora Dee (od razu experyment na przypadkowym człowieku i brak środków bezpieczeństwa, zwłaszcza mając do dyspozycji zaklęcie anulujące magię), ale ja tam jestem z tych co uważają, że cel uświęca środki (chwała pierwszemu człowiekowi, który otruł się muchomorem xD). Kto by nie chciał, żeby istniało coś takiego jak maść sprawiająca, że każdy może czarować? Na początku pewnie służyłoby to do wojny, jak każdy innowacyjny wynalazek ludzkości, ale z czasem to mogłoby stać się powszechnym narzędziem pomagającym ludziom w codziennym życiu. A Mary to wszystko zaprzepaściła i wydaje się jej, że teraz jest tą dobrą.