Zawsze myślałem, że lubię filmy poetyckie, ale ten nie przypadł mi do gustu.
Miało być dobrze. Film rozpoczął się ciekawą sceną, w której to syn opowiadał swój sen. Matka i jej dziecko stanowili jedność. Łączyła ich dozgonna miłość. Syn miał tylko swoją matkę i opiekował się nią tak, jak ona nim kilkadziesiąt lat temu i... co dalej?
W tym filmie nie ma co oglądać. Statyczne, długie ujęcia strasznie przynudzają. Obraz staje na nawet kilka minut, a w kadrze nic się nie dzieje. Stoi sobie syn z matką na rękach i tak stoją, stoją i stoją. Ja przełączam na inny kanał, oglądam fragment jakiegoś programu, wracam do filmu, a tam nic się nie zmieniło. Syn z matką nadal stoi.
Naprawdę nie ma na co patrzeć, nie ma co oglądać. Ten film jest znośny tylko wtedy, gdy go oglądamy przewijając. Nawet ładne zdjęcia nie zmieniły mojego zdania. Straszne dłużyzny, nuda potworna.
A treść? Wszystko to co zostało w ?Matce i synu? przekazane można streścić w pięć minut.