Dość zapomniany thriller, który wyszedł spod skrzydeł Donalda Cammella.
Zapowiadało się całkiem obiecująco. Klimat filmu hipnotyzował, ciśnienie narastało, a znaki zapytania mnożyły się. Muzyka dodatkowo potęgowała nastrój wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa. Punkt zwrotny i finał pozostawiają jednak dużo do życzenia (chyba nie były do końca przemyślane). Bełkot o "czarnej zasysającej dziurze" w środku wszechświata i mało przekonujące miotanie się bohaterów, to duży minus filmu ( w pewnym momencie można dostrzec nawet nawiązanie do "Lśnienia").
Napięcie i zawieszenie natychmiast prysło, a pozostało rozczarowanie.
Plus za klimat i Cathy Moriarty.
Film figuruje pod tytułem "Melodia śmierci" aka "Bielmo".