Nie jestem pewien jak dużo twórczości Alice Munro zostało przeniesione na "duży ekran", ale to jest dość ciekawy przypadek. Pierwotne opowiadanie (a nie powieść), zresztą pod tym samym tytułem, jest zaledwie drobnym szkicem w porównaniu do historii opowiedzianej w filmie. Co warte podkreślenia podobieństwa są, ale jest ich stosunkowo niewiele (bohaterowie, ich imiona, zarys pomysłu). Film jest na pewno dużo bardziej bogatszym i ciekawszym tworem. Oczywiście nie zaprzeczam wartościom książkowej wersji - chcę tylko powiedzieć, że oryginał byłby trochę trudny do zaakceptowania w obecnych czasach.
Zatem postawiono na mocne unowocześnienie opowieści. Pod względem technicznym (maile :D), jak i obyczajowym (rozmowy o seksie). Także zakończenie jest dużo bardziej ciekawe. Powiedziałbym, że film niesie dużo więcej optymizmu (mimo, że jest taki słodko-gorzki) i chyba dużo czytelniejsze przesłanie.