On - niezgułowaty astmatyk, czarna owca w rodzinie, typ dużego dziecka błądzącego we mgle. Ona - również dość niezdarna, oficjalna w obejściu, typ sztywnej mimozy, która połkęła kij od szczotki. W rzeczywistości, ona i on to po prostu zwyczaji ludzie, którzy chcą żyć, kochać i odnajdować swe szczęśliwe dni. Spotkali się w hiszpańskim autokarze (wbrew temu co widnieje w opisie na filmwebie - nie na przystanku autobusowym) i z pewnością nie można powiedzieć, że połączyła ich miłośc od pierwszego wejrzenia. Czas zadziałał jednak na korzyśc więzi, która ich połączyła...
"Love and Pain and the Whole Damn Thing" to subtelna i rozwijająca się w powolnym tempie historia miłosna, która wystrzega się tandetnego melodramatyzmu. Aby nie było zbyt "poważnie", w opowieść tą wpleciono kilka naprawdę zabawnych sekwencji. Momentami być może było nieco naiwnie, lecz miało to swój ciepły urok. Jeśli chodzi o kreacje aktorskie Maggie i Timothy'ego - piątkę trzeba dać bez gadania.