MIŁOSNY KĄSEK Andy'ego De Monny to film wyraźnie żerujący na sukcesie niezbyt mądrej brytyjskiej komedii "Seksualni, niebezpieczni" (będącej z resztą odpowiedzią na popularne amerykańskie serie w stylu AMERICAN PIE i ŚWINTUCHA) zderzonej z wątkami paranormalnymi.
Mieszanka rubasznej komedyjki dla nastolatków z horrorem na wesoło w stylu kultowego "Skowytu" (wiele seksualnych aluzji) nie wypada ani przekonująco, ani nazbyt odświeżająco.

Film już po kilkunastu minutach niemiłosiernie męczy i serwuje nam drętwe oraz niewyszukane okołoseksualne żarty w pozbawiony wdzięku (i dość nachalny) sposób. Brak tu jakiejkolwiek inwencji czy też choćby szczypty scenopisarskiego błysku. Co gorsza film nie sprawdza się nie tylko jako kumpelska komedia inicjacyjna, ale także jako komediowy horror.
"Miłosny kąsek" drażni beznamiętną głupotą, jednowymiarowymi bohaterami oraz garścią do bólu oklepanych rozwiązań.
Filmu nie ratuje śliczna buźka blondwłosego Eda "Eragona" Speelersa, ani też wdzięki Jessicki Szhor. Nawet zazwyczaj zabawny i intrygujący w rolach wszelkiej maści dziwaków Timothy Spall nie jest zabawny ani przez chwilę.

"Miłosny kąsek" mógł być intrygującym połączeniem inicjacyjnej komedii kumpelskiej dla nastolatków z lekkim komediowym horrorem podszyt zjadliwym komentarzem socjologicznym. Zamiast tego dostaliśmy drętwe, oklepane kino z jednowymiarowymi bohaterami oraz tonami źle napisanych dialogów. Omijać z daleka.