Spodziewałem się jakiejś intrygi i czegoś co bardziej by łączyło poszczególne wątki. Dostałem typowo Amerykański film z łzawymi historiami żerującymi na płytkich emocjach widza. Początek był ciekawy później było coraz gorzej a na sam koniec dodali jeszcze miałką muzyczkę... Scena w której Bullock wywraca się na schodach, kuriozalna, płaszczenie się do "opiekunki" domu też. Widz ma myśleć "ohh... jednak nie jest ona taką suką". Ratowanie kobiety reżysera przez zboczonego policjanta równie nieprawdopodobna...