M.Mikkelsen to aktor charakterystyczny, ale obsadzenie go w tej roli to pomyłka reżyserska.
Był nazbyt powściągliwy jak na buntownika, mimika powodowała trudność wczucia się w emocje bohatera. Natomiast najgorsza gra dotyczy Denisa Lavanta, który był jakby wyrwany z innego filmu i szybko przebrany w łachmany.
Film na deszczową pogodę, kiedy człowiek stoi przed dylematami społecznie wątpliwymi moralnie godna uwagi ale nudnawa.
Pochwała za zdjęcia, są trafione, lepiej oddają nastrój niż muzyka i ukłony dla Mélusine Mayance to zapowiedź talentu gry słowem i ciałem.