Nie kończy się "Miecz przeznaczenia" tak jak powinien. Ponoć miały zostać nakręcone kolejne części filmu - które kończyły, rozwijałyby zaczęte w pierwszej części wątki - tak się nie stało. A szkoda. Bo w obecnej wersji zdecydowanie nie zasługuje na popularność, chyba że ktoś pragnie bezmyślnej chambary.
Jeśli ktoś ma okazje - polecam wcześniejsze ekranizacje - jak np. Inagakiego z lat trzydziestych. Albo lekturę książki (niestety, brak polskiego tłumaczenia). Dopiero wtedy można - jako ciekawostkę- obejrzeć ten film. Bo tak to... zostaje niepotrzebny niedosyt.
Niedawno ogladalem ten film i sadzielm ze to jest po prostu taka konwencja. Zakonczenie bylo dziwne bo w zasadzie nagle wydawaloby sie kiedy film dochodzi do punktu kulminacyjnego zaczyna sie jakas rzeznia bez udzialu glownego bohatera, ktory w pocie czlola trenowal do walki z czarnym charakterem :). O bohaterach wiecej nie slyszymy i tak oto film sie konczy.
Bezmyslna chambra bym tego filmu nie nazwal. Fakt widziaelm kilka lepszych filmow z tego gatunku ale ten tez byl dobry, choc na pewno nie rewelacyjny. W zasadzie brakuje okolo 10 minut filmu w ktorym czarny charakter by polegl po jakiejs scenie pojedynku, zblizenia na oczy itp :) a potem wszyscy zyliby dlugo i szczesliwie :).
Też nie odebrałem tego jako filmu niedokończonego.
Jedna rzecz - w tym filmie głównym bohaterem jest właśnie czarny charakter...
Co do oceny filmu - dla mnie najlepszy samurajski, zaraz po 7 Samurajach.
Film ogolnie rewelacyjny i wlasnie taka ocene zamierzalem mu wystawic na jakies 10 min przed koncem,ale dzieki koncowce ocenilem go niestety na bardzo dobry :/ Bardzo psuje ogolne wrazenie, to nijakie zakonczenie:/
Dla mnie zakończenie uratowało cały film. DO tych ostatnich 10 minut był bardzo dobry,a po nich stał się rewelacyjny....
No i chyba tylko w tym filmie Nakadai udało się przebić talentem aktorskim samego Mifune ;)
Nakadai jest niesamowity!
ale zakończenie mnie zawiodło:fabuła niedokończona (brak finałowego pojedynku) i do tego sama walka jakże nieprawdopodobna (ze 40 trupów od jednego ostrza)
Też uważam, że film się kończy tak, jakby zabrakło filmowcom taśmy... Ogólnie jestem fanem kina samurajskiego, ale w tym przypadku nieco się zawiodłam. Cała historia nader sprawnie się rozwijała, a tu nagle chlap w połowie - Shinsengumi, ni z gruszki, ni z pietruszki. Odwrócenie spisków (znawcy tematu wiedzą, o czym piszę), przedziwne komibnacje co by tylko upchnąć głównego bohatera w temat wilków z Mibu. Nie wiem właściwie po co budowano misternie wątki zemsty, skoro przeznaczeniem bohatera była siekanka (lekko komediowa, ktoś o tym juz wspomniał powyżej). A - i jeszcze jedna rzecz mnie dobiła - w dojo senseia Mifune nasz heros staje do walki kendo, tyle że to, co on tam pokazuje (pal licho, że odmówil włożenia bogu), nijak sie ma do szermierki japońskiej i jej zasad. To tak jakby do walki na miecze ktoś wyjechał z widłami ;-) Taka drobna uwaga.
Dla mnie zakończenie filmu było ciekawe - raczej oczywiste było, że Hyoma zostałby szybko zabity przez głównego bohatera, potem ewentualnie Ryunosuke Tsukue zostałby zastrzelony. Zresztą sama idea "finałowego pojedynku" nie bardzo pasowała do tego filmu...
Film miał mieć swoją kontynuację i był zamierzony na kilka odcinków, więc trudno się dziwić że wątki są niedokończone. W tej sytuacji takie a nie inne zakończenie jest błogosławieństwem dla niego, gdyż dalszy ciąg nie powstał. Film kończy się jak nie przymierzając odcinek "Czarnych chmur". Zakończenie jest otwarte i jest mocną stroną tego fascynującego obrazu. A fascynujący jest dlatego, że ma zupełnie niespotykany w filmach samurajskich mroczny klimat. Gdzieś przeczytałem, że film był inspiracją dla Lucasa i jego Gwiezdnych Wojen, chodzi tu pewnie o sceny, w których główny bohater czuje, że moc go opuszcza oraz, gdzie ojciec bohatera czyni uwagi co do jego "złego" stylu walki. Sam miecz zdaje się mieć zły wpływ na właściciela. Mnie się to też trochę kojarzy z Władcą Pierścieni z oddziaływaniem samego pierścienia.
Sceny walk są rzadkie, lecz rozegrane w niesamowitej scenerii, dzięki czemu zyskują na atmosferze. Odważna jest też na tamte czasy scena uwiedzenia żony przeciwnika.
Dla mnie najlepszy samurajski dramat niewiele ustępujący najlepszym filmom Kurosawy i Kobayashiego, choć nie arcydzieło.
Nic na to nie poradzę, tak mi wychodzi z obliczeń :). Najpierw Kobayashi i Kurosawa, potem Miecz zagłady a potem nieco dalej Shinoda z Ansatsu i Samurai Spy. Poleć mi może coś wartościowego, to przemebluję swoją czołówkę. Pozdr.
Nie tyle o przemeblowanie mi chodzi co o zrobienie odstępu, to tak odnośnie tego sformułowania "niewiele" ;)
A ja się z Panem zgadzam. Okamoto należał do Klubu Czterech Rycerzy tak, że porównanie do Kurosawy i Kobayashiego jest jak najbardziej na miejscu. Serdecznie pozdrawiam.
Urwane zakończenie jest najsilniejszą stroną tego filmu. Dzięki niemu przygodowa sieczka z motywem zemsty, zmienia się w pełnoprawny dramat psychologiczny. Wielu z was pisze, że planowano dalsze części, ale nikt nie podpiera tej informacji żadnym sprawdzonym źródłem. Jest też całkiem prawdopodobne, że zakończenie było celowym zabiegiem reżysera.