Jak dla mnie to po prostu manifest typowo pod Rosję. Walka o nagość w mainstreamie (naprawdę w rosyjskich adaptacjach nie ma scen seksu?), docenienie jej walorów estetycznych i niesprowadzanie wszystkiego co nagie do pornografii. Walka z hipokryzją rządzących demonizujących seksualność, podczas gdy sami z własnego doświadczenia wiedza, że ich diagnozy upadku moralnego nie są trafne, mimo to trwają w swoim konserwatyzmie. Protest przeciwko nieuznawaniu seksualności jako integralnej części małżeństwa itp. Coś tam dalej było jeszcze właśnie o małżeńskim pożyciu, wtrącenie o homoseksualizmie (Rosja sobie wymyśliła, że nie uznaje gejów), ale całość jest tak zimna, że bardzo szybko wszystko przestało mnie zupełnie interesować. Narracja beznadziejna, reżyseria b. słaba. Filmowa ciekawostka, której ja dla odmiany nie polecam :)

Ech Snejk, Snejk, tak jest zawsze ;) A spadaj, nic więcej ci już nie polecę ;)
Dla mnie właśnie ten chłód był plusem. Oczywiście wszystko jest kwestią gustu, ale mam odmienne zdanie zarówno o narracji, jak i reżyserii. Nie rozkładałabym filmu na czynniki pierwsze, co było protestem, co manifestem, a co jeszcze czyś tam, wolę to przyjść jako całość bez specjalnego dumania i interpretowania na siłe.

Oj, słabiutki.
Dużo lepszy i zabawniejszy film o seksualności człowieka to Shortbus.

Dla mnie to rodzaj przesłania, bo skoro wszyscy to robią, jawnie lub w ukryciu, i wszyscy są zakręceni na punkcie „miejsc intymnych” to znieśmy ograniczenia i wszelkie cenzury i „hulaj dusza piekła nie ma”.
Tylko zakończenie, cokolwiek doklejone i nie do końca pasujące trochę to zaburza.