PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7731}
6,3 384
oceny
6,3 10 1 384
Milczące ślady
powrót do forum filmu Milczące ślady

Pomijając już propagandową otoczkę, film po prostu przez większą część z tej półtorej godziny – zwyczajnie się dłuży. Dwie dynamiczne sceny na całą opowiadaną historię. To niewiele. Słabo spisał się i reżyser i scenarzysta. Nie zawiódł natomiast Wojciech Kilar, zaczynający zdaje się swoją karierę kompozytora muzyki filmowej. „Milczące ślady” to bodajże jego trzeci, najwyżej czwarty film pełnometrażowy a przy tym chyba pierwszy – wojenny. Muzyka autorstwa Kilara dobrze buduje klimat w paru scenach i podkręca napięcie. Tyle, że to zbyt mało.

To, że film wypada tak blado zadziwia tym bardziej jeśli się weźmie pod uwagę jak wyśmienitą obsadę mamy w tej produkcji. W pierwszoplanowych rolach – Józek Nowak, bardzo charakterystyczny, choć wykrzykujący raptem jedną kwestię Józek Nalberczak, Skaruch, Skoczylas, Kotys… W drugoplanowych tak wyraziści mocarze jak Henryk Bąk, czy Zbigniew Dobrzyński. Nawet w tych epizodycznych przewija się istna śmietanka – Pan Zagłoba (Mieczysław Pawlikowski) w roli kwatermistrza, Barbara Horowianka jako łączniczka, Sochnacki na samym początku pod postacią marudzącego oficer ze sztabu majora Zimnego, Jerzy Jogałła, który tak zapadł z naszej wojennej trylogii o LWP, czy w końcu Augustyn Kowalczyk vel Piorun wypowiadający w filmie pojedynczą kwestię. Jako wisienkę na torcie dano mi przesympatyczną Janinę Traczykównę w roli pielęgniarki z tym charakterystycznym, ujmującym wyglądem i głosem nie do podrobienia... Jak przy tak świetnej obsadzie mogło wyjść tak nudno, wtórnie i bez polotu… To po prostu nie powinno tak wypaść. Wychodzi trochę tak, że jedynie Kilar dał radę…

W filmie brak bardziej przemyślanych prób aranżacji scen walki, pokroju pamiętanych choćby z „Potem nastąpi cisza”, czy z „Jarzębiny czerwonej”. Jest w zamian kilka kompletnie głupich ustawień podpowiadających, że żaden wojskowy z prawdziwego zdarzenia na planie zdjęciowym chyba nie czuwał. Gdy ubecy kołatają do chałupy górala Świdra (Pyrkosz) – dwóch z nich staje naprzeciw drzwi wejściowych i to ramię przy ramieniu, czego nikt nigdy nie praktykował w podobnych sytuacjach. W UB nie pracowali nowicjusze. Oddział Pioruna, pomimo swojej liczebności nie wystawia nawet jednoosobowego ubezpieczenia a dwa Diegtariewy (dalej DP) walące po chałupie w której osaczono „bandę” mają stanowiska lufa przy lufie – i tak dalej… Tych dyletanckich aranżacji jest zdecydowanie na planie zbyt wiele.Co do broni i sprzętu to niestety skutkiem nienajlepszej kopii filmu po latach, wychwyciłem tylko niektóre typy.Niemniej, co znamienne, NSZ-towcy używają broni „kapitalistycznej”, czyli takiej jak trzeba. Poddający się „Piorun” ma Stena, najwyraźniej w wersji Mk II. Jego adiutant o ksywce „Wicher” – coś przypominające niemieckiego empi 28 II. Umundurowany też jest w kurtkę z brytyjskiego battledresu. Wspomniany niemiecki pistolet maszynowy pojawia się ponadto już na początku filmu, także po stronie złych mocy, gdy czwórka zbirów z NSZ-tu lezie wykonać wyrok na Świdrze (Pyrkoszu), co oznajmiają już z oddali prując seriami w powietrze właśnie z MP 28 II. Za podobną praktykę (bezmyślną, bo mają wykonać wyrok na człowieku z zaskoczenia i o świcie a w podobnych sytuacjach kluczowy czynnik stanowi tajne podejście; ponadto marnowanie amunicji w pokazany sposób skutkowałoby surowymi konsekwencjami) zaserwowaną nam, widzom przez reżysera należy mu się zasłużona „malina”.Jasna strona mocy używa z jednym wyjątkiem (no, może z dwoma) broni produkcji radzieckiej. Przede wszystkim pistoletów maszynowych PPSz wz. 1941, ale co ciekawe, głównie z magazynkami łukowymi o pojemności 35 nabojów. Gdy Świder (Pyrkosz) wyciąga zamelinowaną pod pierzyną „Pepeszę” – montuje do niej magazynek bębnowy o pojemności 71 nabojów. Wydaje mi się, że „nowszą pepeszę”, czyli PPS wz. 1943 posiada jedynie ubek grany przez Lecha Wojciechowskiego – ten, ginący śmiercią dzielnego bohatera podziurawionego przez reakcję podczas próby ratowania maleńkiego, zapłakanego dziecka (nie mogło rzecz jasna zabraknąć podobnych scen, zwłaszcza w finale).Żołnierze KBW są także uzbrojeni w karabiny Mosin wz. 1891/1930. Raz widzimy także u nich niesiony nieprzepisowo erkaem DP. Potem pojawia się jeszcze ze dwa razy w migawkowych ujęciach. W finałowej scenie filmu widzimy lufy dwóch erkaemów tego typu omiatających ogniem chałupę, w której bronią się ludzie „Pioruna”. Jeden z ubeków (ten „farbowany” – nie chcę spolerować) używa, nader efektownie niemieckiego MP 38 lub 40. Rzuca też jednorazowo, co ciekawe niemieckim granatem trzonkowym z precyzją godna olimpijczyka. Niemieckiego MP 40 ma na uzbrojeniu również chorąży KBW Kłos (Zbigniew Dobrzyński), co już jest dość ciekawe i raczej w praktyce, w tej formacji nie spotykane. Jest ładne zbliżenie, w którym przygotowując się do nieuchronnej walki rozkłada metalową kolbę i składa do strzału. Ujęcie później ma ją ponownie złożoną, ale jak już wspominałem – film kręcono dość niedbale, więc tego typu wpadki i tak już nie rażą.Główny gang ubeków kapitana Morwy przemieszcza się z użyciem pojedynczej terenówki GAZ-67. Natomiast wśród pojazdów przewożących na akcję żołnierzy KBW mamy jedną ciężarówkę Studebakera oraz drugą, już powojenną, którą spróbuję zidentyfikować, przy okazji ewentualnego, drugiego uważniejszego oglądania.W filmie, co warto odnotować, nie ma jakiejś nachalnej propagandy wylewającej się z ekranu na widza. Jest jej subtelniejsza, pełzająca odmiana. Ubecy Morwy mimochodem napomykają, jakoś tak przypadkiem, że „Piorun” „piersi babom obżyna” (37 minuta). Podczas kilku scen przesłuchań kolejnych pochwyconych członków reakcji, widzimy nie tylko ludzkie ale wręcz kulturalne metody przesłuchań. Ubecy Morwy, ruszeni litością, wypuszczają ponadto łączniczkę NSZ-owców (Barbara Horowianka), która wpada w zastawiony kocioł, mimo, iż nawet widzowi na milę jej osoba zalatuje konspiracją. Gdy Morwa przepytuje jednego z przywódców reakcji (Eugeniusz Fulde – z dobrze dobraną gębą, w której nawet Stevie Wonder na kilometr rozpoznałby dyżurnego zbira), ten ostatni oburzony, że ubecy zgarnęli go bezprawnie z ulicy wykrzykuje:„Stosujecie panowie nader ostre metody walki z opozycją! Przedstawiciel opozycyjnego stronnictwa aresztowany bez nakazu prokuratury!” (1;07 minuta).Czego naprawdę zabawnie się słucha jeśli widz posiada choć odrobinę wiedzy na temat istniejących za Władzy Ludowej – opozycyjnych stronnictw politycznych. Domyślam się, że to może chodzi o ludowców (PSL) ale jeśli przypomnimy, że jedynie w 1947 r. prawie 200 spośród ich działaczy zamordowało tylko samo UB to grany przez Eugeniusza Fulde lider opozycji pyskuje ubekom jakby ostatnie dwa lata przeleżał pod lodem i nieświadomy, wypełzł dzień wcześniej na powierzchnię.Końcówka filmu jednoznacznie pokazuje jak skończą wszyscy przeciwnicy Władzy Ludowej.Jeden z ubeków to „biedny sierota, który nikogo już nie ma” (Ryszard Kotys), więc gdy pada, to tym większe współczucie wymieszane z poczuciem złości i niesprawiedliwości wzbudzanej u widza. Drugi oddaje życie ratując przed śmiercią małą, płacząca dziewczynkę. I tak dalej…

Na koniec czysto osobiste przemyślenie. Coraz bardziej nurtuje mnie, że tak świetny i lubiany przeze mnie aktor jak Witold Pyrkosz, nader często pojawiał się w tylu wczesnych polskich filmach fabularnych obrazujących zwalczanie antykomunistycznego ruchu oporu. Tu mamy „Milczące ślady”. Wcześniej był „Rok pierwszy” a debiutował w 1956 r. w „Cieniu” rolą wyjątkowej kanalii – czyli „Malutkiego”, dowódcy oddziału NSZ. Podobnej kreacji podjął się w „Akcji Brutus” grając odrażającego majora Borutę. Te role zapamiętałem i trochę mnie to kłopocze, bo Pyrkosza, poza tym, że uważam za świetnego aktora to jeszcze darzę sympatią, stąd moja konsternacja.Tyle tytułem nikomu niepotrzebnych przemyśleń na szybko, chwilę po zakończonym seansie.

Pozdrawiam,
jabu

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones