Wszystkie filmy tych dwóch panów, jakie do tej pory udało mi się
obejrzeć, prezentują równy i bardzo wysoki poziom.
W najnowszym dziele, jak i w pozostałych, postawili na scenariusz,
bohaterów i realizm.
Po pierwsze świat przedstawiony – maksymalnie wiarygodny, w sposób pełny
odzwierciedlający rzeczywistość. Mam tu na myśli zarówno biurokratyczny
porządek, zasady życia w społeczeństwie, jak i reakcje bohaterów na
spotykające ich sytuacje.
W tej półdokumentalnej filmowej przestrzeni żyje bohaterka, której
przemianę obserwujemy. Jest ona osią fabuły. W całym tym dziele chodzi
wyłączenie o jej wnętrze, psychikę. Nie o to, co dzieje się wokół.
Wszystko co jest „na zewnątrz jej” jest tylko uzupełnieniem, pretekstem
lub argumentem popierającym, powodującym zmianę.
Takie kino kojarzy mi się z filmami przyrodniczymi pokazującymi w
przyśpieszonym tempie rosnący kwiatek – od momentu, gdy pęka nasiono, aż
do momentu, gdy zakwita. Nie ważny jest deszcz, który pada, pszczoła,
która zapyla. Swoją uwagę skupiamy wyłącznie na kwiecie obserwując go
jakby w laboratoryjnych warunkach.
Tak samo jest tutaj. Patrzymy na bohaterkę i uważnie śledzimy wszystkie
zmiany.