Film dobry, z jednym "ale". Reżyser za szybko w stosunku do całego filmu przedstawił główne wydarzenia. W jednej scenie Lorna i jej fikcyjny mąż żegnają się przed wieczornym spotkaniem. W drugiej ona pakuje jego rzeczy. Dopiero po kilku/kilkunastu minutach widz domyśla się co się dzieje na ekranie (fikcyjny mąż nie żyje). Dziwny zabieg, zwłaszcza, że w całym filmie użyto go tylko raz. Tak jakby reżyserowi kazano skrócić obraz, więc wyciął to co najważniejsze, a może i mało znaczące...? Poza tym urojona ciąża... tu już trochę pojechali po bandzie, bo realizm zastąpiono czymś co ciężko zestawić z pozostałą treścią filmu. Bo niby co to miało oznaczać? Lorna oszalała z wyrzutów sumienia, mówiła do dziecka, którego nigdy nie nosiła? Jak na szaloną zachowywała się dość racjonalnie. Kiepski wątek. Za całokształt film godny skromnej pochwały, ale jednak coś się tam w środku reżyserowi pogmatwało. Zupełnie jak głównej bohaterce.
Wydaje mi się, że zastosowanie pewnego skrótu było dobrym pomysłem, bo niby po co przedstawiać śmierć małżonka- czy to by coś dało?? zwłaszcza, że pokazany byłby wątek bez udziału Lorny co w filmie było wielką rzadkością. Jeżeli natomiast chodzi o urojoną ciążę- to jest to super wyjście- bo nie wiem jak inni , ale ja nie byłem pewien do końca czy to rzeczywiście urojona ciążą od kiedy niby?, czy może poroniła??
Aha. Szleństwo nie wyklucza do końca racjonalności:)
To nie jest telenowela, trzeba film oglądać uważnie. Jeśli przegapi się pierwszy dialog Fabia (btw, co za idiotyczny pomysł z opisu, że Fabio jest rosyjskim gangsterem) z Lorną o złotym strzale, następne 10 minut filmu będzie niezrozumiałe. W pierwszej chwili nie wiemy, po co Lorna pakuje ubrania męża, ale gdy człowiek w fartuchu mówi, że rodzina upiera się zapłacić za pogrzeb, wszytko jest jasne.
Skróty są istotą kina i nie sądzę, żeby należało np. krytykować Kubricka, że nie wiadomo, co było między maczugą na statkiem kosmicznym w "Odysei".
myślę, że masz rację. film był przedstawiony w dużym ''skrócie'' i to daje mały niedosyt... pokazane jest jak Lorna chce pozbyć się swojego męża, a kilka minut później jest w nim zakochana, nie chce jego śmierci. co do ciąży nie możemy być do końca pewni, iż była ona urojona.
Ms24 jak to sie w nim zakochuje w kilka minut ... caly film praktycznie przekonuje swojego ''zwierzchnika'' zeby nie wykanczac narkomana tylko doprowadzic do rozwodu, z czasem tez z coraz mniejsza niechecia ulega blaganiom niby-meza
no tak, ale przecież na początku chce jego śmierci, nie od razu zrozumiała, że chce się wycofać...
Te 'skroty' to nie jest zadna niedorobka tylko zabieg celowy. To kino europejskie... Ci którzy sa przyzwyczajeni do amerykanskich produkcji, gdzie zawsze wyłozona jest kawa na ławe, podczas seansu "Milczenia...." musza sie przestawic na inny sposób percepcji..