Zarówno książka jak i ekranizacja stoją na bardzo wysokim poziomie. Trzeba przyznać, że film jest bardzo wiernym przełożeniem powieści Kinga na obraz (oczywiście zawsze znajdzie się kilka małych różnic). W tym przypadku wyszło mu to zdecydowanie na dobre. Rozpoczęcie filmu przypomina mi trochę intro innej ekranizacji Kinga - "The Shining". Początek, jak to początek, może nie jakiś świetny, ale film rozkręca się z minuty na minutę. Pokój Paula Sheldona, bohatera filmu, robi się coraz bardziej duszny, coraz bardziej czuć, że to tak naprawdę więzienie, a nie jego pokój. Na uwagę zasługuje przede wszystkim znakomita (faktycznie zasłużyła na tego Oscara) gra aktorska Kathy Bates, która wcieliła się w obłąkaną Annie Wilkes. Tym bardziej należą jej się brawa za to, że potrafiła odegrać tak trudną i złożoną postać, jaką nakreślił King. Dobrze zagrała także reszta obsady, czuć tę autentyczność sytuacji. Znakomicie wypadają szczególnie te sceny, kiedy Annie popada we wściekłość (w pewnym momencie myślałem, że nie będzie sceny okulawienia, ale na szczęście się myliłem). Pojawia się wtedy bardzo dobry, mroczny klimat, tak mroczny jak natura Annie - to ona kieruje tempem tego filmu. Czuć niemalże nieustanne napięcie i po tym można poznać prawdziwy thriller. Muzyka również stoi na odpowiednim poziomie. Jedyne moje zastrzeżenie jest takie, że wydawało mi się jakby w końcówce reżyser pragnąc przyspieszyć zakończenie filmu, by nie był on za długi, trochę chaotycznie próbował powciskać jeszcze niektóre fragmenty z książki. Mimo, że trwa 107 minut to wydaje mi się, że jeszcze kilka bądź kilkanaście minut dłużej nie zrobiłoby mu na złe, wręcz przeciwnie. Mimo wszystko, scena walki z Annie jest świetna i emocjonująca i to rekompensuje. Moja ocena: 9/10.