Już bez zwracania uwagi na to, że jest to film na motywach ksiażki - spieprzona jest konstrukcja bohatera, bo zbyt wiele wskazywało na to, że to jednak wariat - z jednej strony człowiek w kryzysie, z drugiej codziennie czyta gazetę z miną jak najspokojniejszą; kiedy widzi kamerę zamiast podejść spokojnie czy jakkolwiek - zaczyna uciekać jakby ekipa filmowa miała go zabić - Doktor się mylił!
Końcowa scena rzeczywiście trochę naciągana i burzy lekko rys psychologiczny bohatera. Naciągana była również ta, w której chciał wyjść z dworca i wrócił po tym co zobaczył na zewnątrz, ale poza tym nie czepiałbym się. Czytał gazetę - zauważ, że musiał w jakiś sposób zabijać czas. Dzień jest długi, pochodził trochę po holu, po peronach - godzina minęła - a co z resztą dnia? Reżyser pokazywał w skrócie jak wyglądał jego dzień - spacery, gazetka, kawka, obserwacje ludzi i rozmyślanie. Sam raz spędziłem całą noc na dworcu i gazeta to był ratunek przed wlekącym się czasem. Spokojna mina dlatego, że to była ucieczka od świata, on na dworcu wypoczywał psychicznie.
Po prostu chciał odpocząć od otaczającego go świata i ja nie dopatrzyłem się jakiegoś spaczenia psychicznego.
Tylko mnie dziwi, że wybrał dworzec a nie np jakiś domek na odludziu, z tego co wynika to był to człowiek raczej dość majętny.
Na dworcu nie zaznał by spokoju... co chwile, kręcą się tam znajome twarze.
A to, że uciekał przed kamerą to całkowicie naturalne,
Uważam ten film, za arcydzieło
Ale jemu właśnie zależało na obcowaniu z ludźmi - na tym, żeby to nie było odludzie - dlatego wybrał dworzec. Przecież sam mówił o tym jak można przez całe życie być otoczonym ludźmi, a nigdy z nimi nie "współżyć". Jemu chodziło na faktycznym życiu, uczestniczeniu w życiu - "bytowaniu w fali ludzi". I nie widzę żadnych błędów w konstrukcji psychologicznej tego bohatera. Tu nie za bardzo chodziło o jakiś kryzys u niego, a przynajmniej nie w sensie załamania nerwowego - on po prostu w którymś momencie życia zaczął się zastanawiać co stanowi jego sens - i życia i bycia człowiekiem. Przewrotność tej historii polega właśnie na tym, że większość ludzi dopatruje się choroby psychicznej lub choćby jakiegoś kryzysu czy załamania nerwowego u osoby, która po prostu pragnie nadać sens swojej egzystencji i poczuć jak to jest żyć prawdziwie. W sumie jest tu pewne podobieństwo do "Holy Smoke".
A co do uciekania przed kamerą, to ludzie czymś zaskoczeni właśnie tak "głupio" się zachowują. Wystarczy pomyśleć jak np. reagują jak zobaczą swojego ex albo swoją ex, z którym/którą rozstali się w jakichś nieprzyjemnych okolicznościach. Jest mnóstwo takich sytuacji, a potem się myśli, że się zbłaźniło. No, ale to normalne.