Przeciętna historia dla niewymagającego widza o ojcu walczącym o dzieci.
Postacie o niezłożonych, nieskomplikowanych ale wyraźnie zarysowanych charakterach.
Tak więc jest wspomniany ojciec dobra dusza. Na drugim biegunie jest kobieta o której życiu nie wiele się dowiadujemy poza tym, że wyraźnie widać iż nie nadaje się do roli matki.
Jest też współczująca prawniczka szukająca faceta, tak więc ich drogi się krzyżują a co z tego wyniknie bardzo łatwo przewidzieć.
Tłem jest czarnoskóra społeczność (dzieci, sąsiedzi i takie tam wypełniacze) oraz słowo "murzyn" odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki.
Wszystko jest tak czarno-białe i uproszczone do tego stopnia aby nawet kompletnie durny widz nie musiał nadmiernie nadwyrężać szarych komórek do najmniejszego wysiłku.
Dodam, że scena bójki pod koniec filmu należy chyba do najgorzej zagranych w historii kina. Szczerze, to tak źle markowanych ciosów nie widziałem w żadnej, nawet najbardziej niszowej produkcji po roku 2000.
Typowy film z marketowego kosza za 5zł.
Uproszczenia idą tak daleko, że robią całą historię absolutnie niewiarygodną, np. absurdem jest, iż główny bohater zataił przed reprezentującą go prawniczką swoją przeszłość skazanego - to musiało wyjść w czasie rozprawy. Trudno przypuszczać aby ktokolwiek mógł być aż tak bezmyślny...
W sumie jednak oglądało mi się na tyle przyjemnie, że zacząłem sobie zadawać pytanie o poziom własnej durnoty. :)