PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10011932}
7,7 3 078
ocen
7,7 10 1 3078
7,6 14
ocen krytyków
Moonage Daydream
powrót do forum filmu Moonage Daydream

re:mini.scencje

ocenił(a) film na 8

laserowa haluksynacja mit neonowa halucynoza podbijane anielskim pyłem w momencie szczytowym, raz! - tam na aff wrocław - zwany obrazkowy odpowiednik inhalowania poszerzającej kosmiczną perspektywę feromony przez dwa fluorescencyjne bonga naraz. dokumentalne kino odlotowe, kalejdoskopowe, stroboskopowe, ciapane. gdzieś na antypodach klasycznego kina bezpośredniego spod znaku braci maysles, pennebakera czy roberta franka (bob dylan, rolling stones, beatlesi). trochę influencerka przy tym, ale usprawiedliwiona. konieczna i nienachalna. zwłaszcza pod koniec widać, że bowie przemawia już z bardzo odległego miejsca, zarazem takiego do którego sam dotarł, które był poznał i minął, bądź w którym się aktualnie znalazł. w ustach kogoś innego te same słowa trąciłyby banałem, w ustach bowiego nabierają dodatkowych znaczeń. są jak banknoty z autografem picassa - ich wartość wzrasta, powiększona o jedno zero z miejsca się udziesięciokrotnia.

ten bowie to w ogóle naprawdę taki całkiem ostry spoko zawodnik nawet; mutant w najwyższym rozumieniu tego słowa, doktor frankenstein przeprowadzający eksperymenty na sobie. koleś zmieniał tożsamości częściej niż ja zmieniam wyjściowe ubrania - szkoda, że nie zahaczyli o warszawę - a więc jednak budda.. tańczący z wcieleniami, żonglujący osobowościami, przeżywający wiele żyć w ramach tak zwanej jednej inkarnacji. choć sam bowie, jak twierdzi, od buddy całkowicie się odcina, można znaleźć argumenty na popracie tej tezy. ale ponieważ można je też znaleźć dla każdego innego dowolnego stwierdzenia, przeto cokolwiek byśmy o bowiem nie napisali nie ma to żadnego znaczenia. bowiem bowie to niewidzialna esencja, która się wymyka. prawdziwy bowie jest nieobecny. nie jest z tego świata.

tymczasowo reasumując: obrazkowe święto narodowe, z krainy baśni z tysiąca i jednej metamorfozy, w swoim wymiarze dekoracyjnym - klipowym, tripowym, tykowym - bliskie ideałowi.

ocenił(a) film na 7
Westernik

kocham to

ocenił(a) film na 8
xjujux

jupi, bo zaiste, a to już jest w oficjalnym obiegu? szybko, sądziłem że trochę to potrwa, na takiego dajmy na to Wieloryba każą nam czekać - licząc od teraz - chyba ze dwa lata..

ocenił(a) film na 8
Westernik

Wieloryb jest już reklamowany w Cinema City

ocenił(a) film na 8
Seecue

no dobra, to skracam czas oczekiwania z dwóch lat do roku;)

ocenił(a) film na 8
Westernik

Mam takie wrażenie, że w pewnym momencie życia Bowie zaczął na siłę pozorować walkę z narcyzmem, który u artystów jest naturalny, ale nie musi być aż tak duży, jak widać w pierwszych wywiadach Davida, gdzie był po prostu w stu procentach skupiony na sobie, nie interesując się innym ludźmi, nawet bliskimi, ani niczym innym. Bowie zaczął podróżować i spotykać się z różnymi zwykłymi osobami, ocieplając swój wizerunek. Nie wiem, czy dało się z nim żyć. O pierwszej żonie mówił, że bardziej się przyjaźnili niż kochali, a co do drugiej to pewnie w grę weszły (poza fascynacją związkiem, który go wchłonął) uciekające lata i strach przed samotną starością. Jako artysta był kompletny, wymyślał siebie co chwilę na nowo, albo raczej grał za każdym razem kogoś innego, byt z innej planety, ale prywatnie mógł być trudnym, zapatrzonym w siebie człowiekiem. Z drugiej strony nigdy nie dowiemy się, jaki był prawdziwy David, do czego sam wielokrotnie się przyznawał. Ale może to maska i nie było żadnego prawdziwego Davida, tylko kolejne wcielenia, który zapełniały pustkę w nim? Może jednak faktycznie, jak mówi w dokumencie, musiał poznawać świat poprzez siebie, a nie innych ludzi, sprawiając wrażenie introwertycznego, samotnego i narcystycznego, i taka jest po prostu dola wielkiego artysty? Cholera wie.

ocenił(a) film na 8
LukaszJarosz25

no, ja też nie wiem i nawet nie podejmuje się odpowiedzi. przypadki mutantów tej klasy co bowie wymykają się wszelkiej kategoryzacji. pająk z marsa tkający pajęczynę - schodzi i żyje przez chwilę we własnej kreacji. po czym ją porzuca, nierzadko w tak zwanym momencie szczytowym. a owadzi wyznawcy zrazu podchwyceni porzucić jej nie mogą.

kilka razy ów moment zejścia z pajęczyny udało się zarejestrować kamerami. oto w finale pięknie sfilmowanego przez ekipkę zdrowo trzepniętych kolesi z leacock, peenebaker und drew associates bowie oświadcza: od tej chwili ziggy stardust przestaje istnieć. i nagle to, co dotychmiast było li tylko kolejnym historycznym zapisem stadnego transu czasu swojego i miejsca, osiąga wymiar kosmiczny. zyskuje dodatkowy kontekst, który każe myśleć inaczej o wszystkim cośmy dotychmiast podprzypercepowali.

zresztą, o czym my tutaj mówimy? koleś umiera. kilka dni później ukazuje się jego ostatnia płyta. płytę rozpoczynają słowa: popatrz na mnie, jestem już w raju..

nie są to ani czy ten pan i pani są w sobie zakochani ani dary losu.

z czym to porównać? chyba tylko z przedpośmiertną szansonką johny'ego casha, którą rozpoczynają słowa: ain't no grave can hold my body down..

w obu przypadkach odczyty na licznikach dreszczu metafizycznego uniesienia przechodzącego po synapsach osiągają natężenie ekstremum.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones