Rozdanie Oscarów jest na tyle marketingowym przedsięwzięciem, że naprawdę trudno się dziwić, dlaczego przez tyle osób wciąż traktowane jest jako najważniejsze wyróżnienie filmowe. W tym "przedstawieniu próżności" za każdym razem wygrywają filmy czysto schematyczne, które najczęściej opowiadają realną historię opartą na sprawdzonych sekwencjach. Najpopularniejsze jest oczywiście robienie filmów o smutnym losie czarnoskórych (Zniewolony), choć temat homoseksualizmu (Tajemnica Brokeback Mountain) od 2005 roku też stał się dość popularny. "Moonlight" wydaje się być filmem stworzonym "pod statuetkę", czyli po prostu - dla pieniędzy. Podjęcie ważnego przecież tematu, dodanie do całości trochę artystycznego wyostrzenia, zwolnionych scen przy których "wypada pomyśleć", urywanych sekwencji. A pod tym zero jakichkolwiek uczuć, które nawet jeśli nie miały zostać wprowadzone przez dialogi (dość naturalne, choć z niespodziankami), to powinny zostać przynajmniej zaakcentowane grą aktorską głównych bohaterów. Niestety, nic takiego nie dostajemy. Historia jest płytka, a film zrobiony po to, by dostać upragnione wyróżnienie i szybko zostać zapomnianym. Ale czego innego można się spodziewać po faworycie do oscarowej statuetki?
NIestety to prawda, komercyjne tematy, bardzo społeczne,są na porządku dziennym jeżeli chodzi właśnie o oscary, Bo któż nie chciał by obejrzeć historii zakochanych gejów czy też lesbijek, które napotykają na swoim życiu wiele cieżkich przeszkód, od braku akceptacji, aż po dyskryminacje i happyend albo sadend.. Łapią takie losy za serducho, prawda? W dobie coraz szerszego homoseksualizmu, dyskryminacji i współczucia mniejszościom, pozostanie to według mnie numerem jeden, w skali oceniania/kryterii do takich "poważnych wyróżnień" jakimi są oscary. A jak koleżanka ww. dolary muszą się zgadzać.