PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=127869}

Morderstwo i zabójstwo

Mord und Totschlag
4,6 75
ocen
4,6 10 1 75
Morderstwo i zabójstwo
powrót do forum filmu Morderstwo i zabójstwo

Różne są drogi do zaistnienia w kinie. Jeden reżyser zacznie od amatorskich, nierzadko kiepskich filmów, by potem objawić światu swój geniusz, inny od razu zabłyśnie wielkim filmem, któremu potem nie będzie w stanie dorównać żadnym innym dziełem. Volker Schlondorff nie pasuje jednak do żadnego z tych opisów. Karierę zaczął bardzo dobrze, od "Niepokojów wychowanka Torlessa", więc filmu artystycznego, na znakomitym poziomie, który przeszedł do kanonów kina europejskiego. Potem jednak nastąpiła zapaść, nim twórca "Blaszanego bębenka" wrócił na właściwe tory.
"Morderstwo i zabójstwo" to kryminał, w przypadku którego największą zagadką jest nie "kto zabił?", tylko "jak mozna nakręcić taką szmirę po przyzwoitym debiucie". Cofnięcie się w rozwoju zdolnego reżysera jak Schlondorff jest tu aż nadto widoczne. Już pomijając kiepskie, amatorskie wręcz wykonanie, to banalna fabuła nie zostaje zrekompensowana niczym. Zdarzali się reżyserzy, jak Wenders, Jarmusch czy wczesny Fassbinder, potrafiący z ascetycznej prostoty wykuć wciągający, kojący i klimatyczny obraz. Tutaj jednak to się nie udaje. Dziewczyna zabija chłopaka i znajduje innego, który ma jej pomóc przy ukryciu ciała. Tak prezentuje się cała fabuła, która w normalnych warunkach powinna być jedynie wstępem do dalszej opowieści. Sama scena zabójstwa została nakręcona na tyle nieporadnie, że domyślać się trzeba co się wydarzyło (i to nie ze względu na niedosłowność). Być może nawet sam reżyser wstydzi się tego dokonania, biorąc pod uwage, że dotąd nie zostało ono wydane na DVD i jedyną dostepną wersją jest ta pochodząca ze starej kasety wideo, z angielskim dubbingiem w dodatku. Na szczęście Schlondorff opuścił tę zgubną drogę artystycznej kariery i w latach 70. był już w artystycznej czołówce filmowej Europy.

gowniarz_wyniosly

Wczoraj ten film był pokazywany na Alekino plus, kopia była nawet dobra, ale tak jak pisałeś z angielskim dubbingiem, ale na końcu filmu jest dopisek, że odpowiadał za nią sam reżyser, więc jest ona autorska, a nie tworem dystrybutora, co często miało miejsce.

Przyznam, że nie mam do tego filmu tak negatywnego stosunku jak ty, reżyseria wcale nie jest taka zła, nawet w scenie zabójstwa, wszystko jest poprawne. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić, jeśli chodzi o prace czysto rzemieślniczą. Inna sprawa, że reżyser postanowił nakręcić film w stylu nowej fali francuskiej, i mam wrażenie, że nie całkiem ją rozumie, co powoduje, że film wydaje się przyciężki, jakby nie mógł się zacząć (trwające w nieskończoność wynoszenie trupa), sam reżyser postanowił sobie jak mówi: nakręcić film kryminalny "pozbawiony dramaturgi, bez morału, oraz z postaciami nie mającymi wyrzutów sumienia". To wszytko jest w filmie, ale reżyser nie czuje tego, gdyby ten sam temat wziął na warsztat wspomniany przez ciebie Fassbinder, nabrało by to gęstości (zwróć uwagę jak została nakręcona scena seksu przy leżących na podłodze zwłokach, nie ma w tym nic makabrycznego). Zresztą Fassbinder w tym okresie był bardzo blisko Schlondorffa, nawet występował u niego.

Ciekawostka na koniec, cały zamysł filmu, został zaczerpnięty z prasowej notatki, który został w filmie dość dokładnie odtworzony "scena zabójstwa, relacja z mężczyzną". Tam tylko kobieta została złapana i skazana, nie ma nic o wynoszeniu zwłok.

A i jeszcze, wbrew temu co piszesz, ten film został bardzo dobrze odebrany przez ówczesna krytykę, nie był jakąś wstydem dla reżysera. Podejrzewam, że brak filmu na dvd, wynika z problemów wynikających z praw autorskich lub ze zniszczonego pierwotnego negatywu filmu (są takie przypadki).

Największą wadą tego filmu to to, że prawdopodobnie po krótkim czasie nic z niego nie zostanie w głowie, pewnie ty czytając to już go nie pamiętasz.

ocenił(a) film na 3
brava

Z tym że nie pamiętam to trafiłeś w punkt - dobrze że w poprzednim wpisie poczyniłem jakąś tam próbę streszczenia, bo inaczej nie wiedziałbym dlaczego wydawał mi się tak słaby. Do tej pory zostało mi tylko ogólne wrażenie i bodaj sceny gdy bohaterowie chodzą nad jakąś wodą (morzem?). Ze sceną zabójstwa chodziło chyba o to (bo też nie jestem pewien), że niby jest ono dokonywane, ale w kompletnie nieprzekonujący sposób (więc albo nie wiadomo czy to zabójstwo czy tylko szarpanina, albo nie wiadomo czy facet zginął czy nie - któreś z tych). Tym niemniej Schlondorff lepszy był w kinie zaangażowanym społecznie bądź psychologicznym, tutaj otrzymaliśmy takie nic.

gowniarz_wyniosly

Nie ma sceny nad morzem, ani nad żadną wodą, jest scena gdy myty jest samochód i się polewają wodą. To może być punkt, do zagadnień na temat działania pamięci.

Ten sposób pokazania tego morderstwa, jest istotą tego filmy, zresztą tytuł się do niego odnosi, w tym filmie wszytko jest pozbawiane ciężaru, bo gdy nie wiemy czym było to co widzieliśmy - morderstwem, czy zabójstwem, to trudno się tym przejąć. Zresztą tego jest więcej, dość długo reżyser sugeruje, że wyniesienie ciała będzie bardzo trudne, pokazuje wścibskich sąsiadów, ale gdy dochodzi co do czego, to sąsiad beztrosko pomaga, a gdy zaczyna narzekać na wyniesiony dywan, po chwili daje sobie spokój. Inny rozbrojony schemat fabularny: na pustkowiu kończy się im benzyna i coś się psuje w samochodzie, wydaje się, że będą mieli kłopoty, że właścicielka stacji benzynowej będzie im sprawiała trudności, a naprawa potrwa. Nic z tego, wszytko im się udaje, szybciej i łatwiej. Nawet pojawia się pies, który wywąchał trupa, ale i to zostaje rozbrojone. A dalej: wypadek na autostradzie, kłótnia z poszkodowanym, dużo krzyków, by po chwili znowu się wątek rozwiązał. Tym razem dzięki banknotom pieniędzy. Albo reżyser sugeruje konflikt między przyjaciółmi o nowo poznaną dziewczynę, ale kończy to dosłownie wybuchem śmiechu. To taki koncept, który kojarzy mi się ze stosunkiem przerwanym, i daje podobną satysfakcje. Choć mam wrażenie, że jest to nawet bardziej oryginalne niż się wydaje.

Tak na to spojrzałem, bo wczoraj widziałem film "Mężczyzna idealny", gdzie mamy także wynoszenie trupa po kryjomu, jest też wścibski pies szczekający na trupa, jest szantażysta, czujna policja, a wszystko podane zgodnie z zasadami gatunku, z muzyką podbijającą dramaturgie. Ładnie mi się zestawiły te dwa filmy, lepiej zobaczyłem zamysł Schlondorffa.

Moim zdaniem Schlondorff jest specjalistą od kina historycznego, z ludźmi mocno uwikłanymi w dawne konflikty. Mam nawet wrażenie, że właśnie ten film miał być jakąś diagnozą społeczną, w stylu: "jaka ta dzisiejsza młodzież beztroska, wręcz zdegenerowana".

ocenił(a) film na 3
brava

Możesz mieć rację - niestety po prostu świeżo po seansie wystawiłem swoją opinię, a o filmie zapomniałem. Inna sprawa, że on sam nie pozwolił mi o sobie pamiętać choć inne filmy Schlondorffa siedzą w mojej głowie do teraz.
Takie dekonstruowanie filmu i poszczególnych scen, może i jest słuszne, ale dla mnie najważniejsze pozostaje to co otrzymujemy w ostatecznym rozrachunku. Wrażenie było takie jakie zamieściłem w pierwszym poście, choć zawsze biorę pod uwagę opcję, ze mogę się mylić.

gowniarz_wyniosly

To jest taki film, który robi wszytko wbrew widzowi, i nie daje żadnej przyjemności z oglądania. Dla mnie to ćwiczenie stylistyczne, które było potrzebne reżyserowi.

ocenił(a) film na 3
brava

Może Schlondorff tak to sobie założył, ale nie uznaję tego (w tym przypadku) za okoliczność łagodzącą.

gowniarz_wyniosly

Im dłużej myślę o tym filmie, wydaje mi się sporą ciekawostką. Ale nieatrakcyjną.

brava

Przepraszam, że się wtrącam nie wnosząc nic nowego na temat filmu, ale po przeczytaniu tej dyskusji wraca mi wiara w ludzi. Okazuje się, że można sobie podyskutować bez obrażania adwersarza, posługując się argumentami. Gratulacje dla obu dyskutantów!

gmk

Muszę cię rozczarować, ja się czasem kłócę i nieraz innych wzywam. Nie jestem z tego dumny. Głownie, w stosunku do ludzi, którzy ocieniają filmy pod kontem rasowym (lub czysto ideologicznym), np. ocena idzie w dół, bo reżyser filmu o białych bohaterach jest kolorowy. Lub wyzywają reżysera od najgorszych, jakby to było normalne. Lubię stanąć w ich obronie, nawet jeśli film mnie nie zachwyca.

A to była rozmowa czysto filmowa. Na szczęście.

ocenił(a) film na 1
brava

Nie trafiam w cel, nie trafiam w myśl jaki/ą wyznaczył sobie Schlondorff tym dokonaniem. Ja mam kłopot już na poziomie definiowania tego <koszmarku> bo sankcji kina chętnie bym odmówił. To raczej para-kino tak jak para-nauka, para-medycyna...
Użytkownik @brava, zwykle spotykamy się na tym forum w przypadkach kiedy nasza satysfakcja z seansu jest krańcowo odmienna, z małymi wyjątkami, sugeruje ćwiczenie stylistyczne. Zadam, mam nadzieję, niewygodne pytanuie: a czego niby ma to ćwiczenie ma dotyczyć?
Scenariusz, nie zawaham się przed określeniem, debilny, aktorstwo hmm... <jasełkowe>, montaż- dobrze, że w ogóle jakiś jest. Oprawa muzyczna, zasiadłem przed ekranem także dla osoby Briana Jonesa, nie odstaje od całości.Jeśli muzyka była pisana na użytek tego dokonania, pomiędzy 1966 a 1967 rokiem, to twórca tejże był już "upalony" bezpowrotnie. Może, ale zostawię to w trybie przypuszczającym bo plan drugiego filmu to nie miejsce na takie próby, Schlondorff ćwiczył się w inscenizacji sytuacji zawartych w scenariuszu. Ale jak ja, widz, mam się tym zainteresować jeśli dookoła zieje pustką logiczną i estetyczną? Nawet ta Pallenberg, wówczas chyba jeszcze obijana przez B. Jonesa, byli parą, fotografowana bez szczególnej atencji.
W filmwebowej czołówce podano, że rzecz miała nominację do nagrody canneńskiej (sic!). Złośliwie spointuję ten fakt, że w tym samym roku Złotego Niedźwiedzia dostał p. Skolimowski za dokonanie pt. "Start". Oba tytuły warte siebie. No, cóż Francuska Nowa Fala zbierała dalej swoje żniwo...
Good night, and good luck, esforty.

1/10

esforty

"Zadam, mam nadzieję, niewygodne pytanuie: a czego niby ma to ćwiczenie ma dotyczyć?" - przecież to oczywiste, zresztą pisałem o tym wyżej. Schlondorff bierze sensacyjną historie, tworzy sugerująca co chwila, że opowieść rozwinie się w klasyczny sposób i da widzowi satysfakcje, ale co chwila ukręca każdy klasyczny zwrot akcji, dołowanie go ucina. Np. mamy cały czas sugestie, że w budynku jest czujny, wścibski sąsiad, nawet pojawia się w decydującym momencie wynoszenia ciała, ale na sam koniec, reżyser robi małą woltę, sąsiad okazuje się pociesznym, pomocnym, nic nie podejrzewającym człowiekiem. To jest igranie z widzem na poziomie jego przyzwyczajeń, granie na jego oczekiwaniach. Ten film nie był zrobiony by się podobać. Ten film ma irytować, na każdym poziomie scenariuszowym, aktorskim, montażu, czy muzyki, i nie zgodzę się z tym co napisałeś, nie jest to złe, źle zagrane, czy napisane. Jest w tym filmie dużo z taktyki z jakiej korzystał Michelangelo Antonioni, z tą różnicą, że on zawszę był elegancki, pod każdym względem realizacyjnym. Tu reżyser chciał być obskurny.

ocenił(a) film na 1
brava

UWAGA SPOJLERY!
Zatem komunikacyjnym kodem ma być cynizm sytuacyjny ogrywany przeciwko nawykom percepcyjnym widza?
Nie kupuję tego. Bo jeśli nawet wskazywane przez Ciebie elementy miałyby o tym świadczyć to już zachowanie głównych postaci, Marie szczególnie: idzie do łóżka z facetem, a obok leżą zwłoki drugiego ponoć darzonego uczuciem czy samo poszukiwanie chętnego do usunięcia zwłok bez refleksji na kogo trafi. Z kolei ten chętny zachowuje się jakby przynajmniej raz w tygodniu odstawiał taką robotę- dba o higienę, wypytuje i zwierza się w obszarze inicjacji seksualnej. Wobec tego ja rezonuję, że całość, dla mnie, jest bardzo kiepska. To dokonanie Schlondorffa szpeci jego filmografię. Tu po raz pierwszy ale nie ostatni, bo jak wspomnę "Opowieść podręcznej" to jest niewiele lepiej.

esforty

"Zatem komunikacyjnym kodem ma być cynizm sytuacyjny ogrywany przeciwko nawykom percepcyjnym widza?" - zwykle jest on ogrywany na korzyść widza, a to jest proste odwrócenie paradygmatów. Tak są zbudowane wszystkie najważniejsze filmy Antonioniego, w którymś momencie to co wydawało się głównym tematem jest bezceremonialnie porzucane.

Scena seksu. Gdy oglądałem, pierwsza reakcja, zaczynają się kochać, a ja sobie myślę: "zaraz, zaraz, tam jest trup, dlaczego kamera, a później dialogi tego nie komentują". W tej mojej reakcji (i zdaje się i twojej) było klasyczne myślenie o budowaniu opowieści. Bohaterowie dosłownie żyją chwilą, nie myślą o przyszłości, ani przeszłości. Tak jakby Schlondorff chciał przerysować lasowane przez nowofalowców dogmaty, tu konkretnie: opowieść powinna być podporządkowana tempu życia. Myśl, chuć, od razu działanie, od reakcji do reakcji. Reżyser nie jest zbyt pochlebny w ich portretowaniu.

"Opowieści podręcznej" widziałem dawno, słabo pamiętam szczegóły, ale to była antyutopia, nie wiele różniąca się od filmów z tego gatunku, oprócz tego, że była ona zbudowana przez pryzmat percepcji feministycznej.

ocenił(a) film na 1
brava

Schlondorff i oczekiwania widzów poszły innymi drogami.
Muszę przyjąć to do wiadomości!

esforty

Bo ten film ma wciąż i wciąż rozczarowywać. Taka jest wewnętrzna logika tego filmu. Szukasz satysfakcji, może ją znajdziesz w knajpie obok, nie tu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones