:) nie mogę sobie darować, to jedna z moich ulubionych scen, kiedy Wiliams widzi tyle rodzajów kawy, jakie mu się nie śniły i wołając "coffe, coffe" zrzuca je na siebie padając w szoku.
Owszem nieco zbyt w stylu USA, ale też z odrobinką ros. goryczy, której nie da się ugasić żadnym dobrobytem. Nieco sztampowo, ale wiadomo, że to lekka komedia, z odrobinką smutku. No i na szczęście Rosjan grają tu nawet Rosjanie /nie wszyscy, ale zawsze to mniej kaleczenia językowego:)/.