Ja również. Dawno żaden film mnie tak nie zmęczył. Niestety zdjęcia, muzyka czy nawet gra aktorska nie były w stanie przełamać mojego znużenia i zobojętnienia na losy głównego bohatera.
Nie udało mi się skończyć filmu, wymiękłem w połowie. Całość wygląda jak średnio udana próba zrobienia kolejnego Efektu Motyla w stylu Mechanicznej Pomarańczy. Za dużo filozoficznych wywodów i silenia się na artyzm.
To, że "Mr.Nobody"czy "Requiem dla Snu" są karmą dla Twojej duszy nie oznacza, że ich interpretacja wymaga certyfikatu Mensy. Mimo ciekawej idei, ba są przejaskrawione do granic możliwości - wpychanie na siłę filozofii (np. świat oczami dziecka) co scenę sprawia, że wątek głównego bohatera przestaje mnie interesować. Film zapowiadał się na ciekawy ale zrobili z niego kolejną papkę dla nastolatek.
mi się właśnie wydaje, że ten film kompletnie nie wymagał myślenia. Porównywanie go na plakacie do Incepcji jest bluźnierstwem… Tutaj mogłeś nie uważać cały film i bezmyślnie gapić się w ekran, bo ostatnia scena pasowałaby do dosłownie każdego innego scenariusza. (spoiler): jeśli wszystko działo się cały czas w głowie dziecka, to nieważne ile byłoby tam nieścisłości, chaotyzmu i pseudointeligencji, nic i tak pod koniec nie miało znaczenia. To tak, jakby w ostatniej scenie dać "…i wtedy się obudził". Mało satysfakcjonujące jak dla mnie.
Masz rację strata czasu z tym filmem... ( film dla pseudointelektualistów) w dodatku za długo trwa...