Przedstawiony w filmie problem segregacji rasowej skłania do refleksji i pozwala zobrazować sobie jakie stosunki łączyły osoby ciemnoskóre i białe w USA. Pokazano dwa różne spojrzenia na jednego człowieka: Europejskie- wdzięczne, równe i Amerykańskie, gdzie człowiek czarnoskóry był własnością swojego "Pana".
Film też pokazuje to w jaki sposób wojna wywarła swoje piętno na osobach w niej walczących. Depresja, nałogi, odosobnienie, brak zrozumienia.
Wątkami pobocznymi, ale również bardzo istotnymi jest rola kobiety w społeczeństwie pierwszej połowy 20 wieku, dobro małżeństwa kosztem własnego nieszczęścia, miłość i zdrada, problem mieć czy być?
Film pozostawił we mnie kilka myśli. Podziwiam siłę ojca rodziny, Hap'a, który mimo nie powodzeń i swojego położenia dawał siłę i nadzieję całej rodzinie. Najbardziej problematyczna jest dla mnie ocena Jamiego McAllan'a. Z jednej strony pokazał swoją ogromną siłę i odwagę przez znajomość z Ronselem, z drugiej jednak zrobił to samo przeciwko czemu chciał się sprzeciwić zabijając ojca.
Ujęcia są bardzo ładne, oddają klimat całego filmu, ukazują trud i klimat tamtych czasów. Mimo początkowo dużej ilości różnych wątków, w których częściowo można się pogubić później wszystko składa się w całość.
Tym co pozostawił we mnie ten film jest myśl, że każdy człowiek jest równy i nie możemy zgadzać się na coś co jest wbrew naszym przekonaniom mimo nacisku społeczeństwa. Myślę, że dzięki takim filmom społeczeństwo uwrażliwia się na krzywdę drugiego człowieka.