Nie da się tego ukryć. Jestem świeżo po seansie i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kogoś tu nieźle poniosło. Plusami są zdecydowanie sceny walki. I to by było na tyle. Poważnie. Pomijam już fakt braku Mushu i piosenek, bo Disney chciał stworzyć film wierny oryginalnej historii, ALE energia chi!? Feniks!? Czarownica!? Zupełnie od czapy umieszczone w tej historii postacie fantastyczne, zostały spłycone do granic możliwości. Nagła super przemiana czarownicy (zupełnie do mnie nie przemawia, choć jako jedyna trzyma poziom gry aktorskiej), mityczne stworzenie, które zdaje się widzi tylko Mulan (dlaczego? A po cholerę widz ma to wiedzieć). Starcie wojsk cesarza z armią wroga - jak wyglądało? A po cholerę widz ma to widzieć. Finałowa walka z głównym antagonistą, która trwała dość krótko i Mulan nie miała większych problemów z pokonaniem go. Nagle też pojawił nam się znikąd wątek miłosny i wielkiej przyjaźni, ale tego już bardziej nie będę komentować... Ogółem film oceniam na 6 za WIELKIE DO GRANIC MOŻLIWOŚCI lenistwo Disneya. Bo film miał spory potencjał, ale im się nawet lepszej muzyki nie chciało zrobić...