Naprawdę dziwi mnie ilość zachwytów nad tym filmem. Trailer jest bardzo dobry, wartwa wizualna też stoi na wysokim poziomie (poza efektami cgi jak wejście miotaczy ognia, gdzie wygląda to mocno nienaturalnie i trudno doszukać się chociażby efektu spalonego munduru - po prostu doklejono ogień). Reszta za to bardzo przeciętna, film jest za długi i monotonny, bohaterowie papierowi - nie wiemy o nich nic, nie czujemy sympatii a jedyny osobisty wątek, który się pojawia to śmierć syna jednego z żołnierzy, w dodatku jest to wątek poprowadzony tak niezdarnie, że w ogóle widza nie obchodzi - bo i jak obejść ma śmierć kogoś kto w ogóle nie jest nam przedstawiony w żaden sposób, do tego śmierć z powodu choroby kiedy obok zostajemy obrzucani flakami na litry. Nie znamy motywacji osobistych bohaterów, ich dylematów moralnych (nie ma tutaj takich) czy problemów z jakimi się stykają poza tymi najbardziej oczywistymi wynikającymi z pobytu w okopach (tutaj ktoś mógłby mi zarzucić, że to przecież film o okopach więc ciężko, żeby było inaczej ale cała konstrukcja postaci występujących w filmie jest płytka i jednopłaszczyznowa więc każdy dodatkowy wątek by był tutaj cenny). Wszystko jest jakieś takie teatralne i mało spójne - widać jakiś zamysł ale niezdarnie poprowadzony. Rozumiem, że scena rozmowy o śmierci syna miała pokazać niestabilność emocjonalną jednej z postaci i praca kamery nawet fajnie to podkreśla ale emocje wyglądają bardziej na wyznania schizofrenika - nawet byłby to pomysł z potencjałem na rozwinięcie ale po tej scenie już nigdy nie widzimy go w podobnym ujęciu i zastanawiamy się tylko po co to było (tak samo jak nieliczne w ogóle nierozwijane zalążki wątków damsko-męskich, co uważam za totalną klapę bo był to dobry sposób na pokazanie jakiejś głębi bohaterów - w końcu są to w sporej części młodzi mężczyźni). Średnio podchodzi mi też przedstawianie niemców jako tych zaniepokojonych losem swoich żołnierzy podczas negocjacji z zimnymi zdystansowanymi francuzami a już w ogóle parodią są teksty o Bogu, które padają z ust agresorów niemieckich.
Podsumowując - po trailerze spodziewałem się czegoś w stylu niesamowitego "1917" i zaczynałem seans dobrej myśli. Dostałem przeciętny, chaotyczny i niespójny ale ładny wizualnie film pozbawiony głębi. Wygląda to na zlepek mniej lub bardziej ciekawych scen, który dobija absurdalna długość, dziewczyna usnęła w połowie, ja wyłączyłem 15 minut przed końcem i nie czuję żadnej chęci jego dokończenia.
W filmie jest bohater zbiorowy - żołnierze, młodzi chłopcy na wojnie. Nie chodzi o losy poszczególnych jednostek ani o ich motywacje. To film przedstawiający okrucieństwo wojny, jej bezsens, a ludzi jako mięso armatnie.
Ciężko wejść w jakąkolwiek historię bez utożsamiania się w jakiś sposób z ludźmi, o których jest ta opowieść (tak już jesteśmy ewolucyjnie stworzeni, że rozumiemy rzeczy w odniesieniu do siebie - dlatego nie porusza nas obraz makro wojny a dramat jednostki, którą równie dobrze moglibyśmy być my), twórcy teoretycznie o tym wiedzą i dlatego próbowali wpleść jakieś punkty zaczepienia (rozmowa o synu, przedstawienie kilku postaci przed ruszeniem na front, chustka podarowana jednemu z nich przez dziewczynę itp.) ale zrobili to po prostu słabo i nie ma jak tego obronić.
Rozumiem. W książce mamy faktycznie jednego głównego bohatera Paula, poznajemy jego myśli, rodzinę i można bardziej poczuć te emocje. Ale i tak uważam, że Na Zachodzie bez zmian pozwala nam poznać tych ludzi. Zdecydowanie bardziej niż Dunkierka Nolana.
W sumie twórcy zamiast trzymać się tak kurczowo literackiego pierwowzoru (XD) mogliby uwspółcześnić ten film, przenieść całą fabułę na front rosyjsko-ukraińskim i przyjąć ruską perspektywę.
Co Ty na to?
Chyba jest za wcześnie. Może w przyszłości ze zmienionym tytułem - Na Wschodzie bez zmian.
Dokładnie!! Brak głębszych wątków życiorysów postaci jest tylko na plus. Mamy szanse zobaczyć okrucieństwo wojny a nie litować się nad losem pojedynczego bohatera.