Właściwie to lubię Clinta, jednak "na linii..." wygląda tragigikomicznie uganiając się z zadyszką za prezydencką limuzyną i traci wszelką autentycznośc, agent-emeryt, też coś. a do tego Rene, patrzac na nią ciśnie mi się w głowie mysl o końskiej twarzy. Film zrobiony według określonego schematu, niby dobry , ale Petersen mógł bardziej się postarać.