Wydaję mi się, że to podstawowe pytanie kto miał rację i był winny pozostaje bez odpowiedzi. On może dobrze by na tym wyszedł, gdyby nie igrał z uczuciami Edwiny, widać, że jest przebiegły, mówi każdej z nich, to co chce usłyszeć- Edwinie prawi romantyczne brednie, Marcie słodzi jaka to jest silna i odważna a na Alicię rzuca płomienne spojrzenia. Nawet Amy mówi, że jest jego najlepszą przyjaciółką. Trzeba mu przyznać- jest dobrym obserwatorem i wykorzystuje to. Nie wie, którą pierwszą zdobędzie, więc woli grać na parę frontów. Naprawdę nie stoi po żadnej ze stron. Myślę, że na Marthę nie miał ochoty, a po Edwinie widział, że bez słodkich słówek niczego nie osiągnie. Zbyt późno zauważył, że chętna i niezależna uczuciowo jest Alicia. Wyszło jak wyszło, postąpił jak samiec, nie orientując się, że znajduje się na terytorium samic.
A co do nich, nie widzę tutaj mściwości- w sensie- nie przyszedł do mnie- obetniemy mu nogę. Owszem każda z trzech Pań liczyła na coś, jednakże nie wygląda na to, aby były mściwe. Nasuwa się tutaj raczej rozbieżność myślenia poprzez inność płci. On to odebrał jako zniewagę i zemstę- one jako możliwość uratowania mu życia- do czasu gdy im nie zagroził. Wówczas zorientowały się, że nie zdziałają dla siebie nic więcej, a jedyne co wnosi w ich życie to strach- a więc pozbyły się go- jak widać niepotrzebnie. Można domyślić się, że odszedłby z Edwiną i nie złapałby za rewolwer aby je wszystkie pozabijać. Ich reakcja szybka i nieprzemyślana, zachowały się jak zwierzęta zapędzone w kozi róg. Najbardziej dziwi mnie postawa Edwiny- godzi się z tym co się stało i pomaga w wyniesieniu ciała. Kobiety są jednością- w efekcie żadna się nie wyłamuje. Każda osoba jest winna, ale to ON ponosi największą klęskę.