Wiadomo, że żaden film nie odda idealnie książki, szczególnie takiego arcydzieła jak Nad Niemnem, ale filmowi udało się oddać klimat wypływający z każdej strony powieści Orzeszkowej.
Ukazana okolica i domostwa pozwoliły zobaczyć to, co człowiek sobie wyobrażał. Do bohaterów trzeba było się trochę przyzwyczaić, nieco odbiegali od wyobrażeń (Benedykt bardziej przybity powinien chodzić, Emilia leżeć na tym fotelu, a Kirlowa biedniejsza była i większy nieporządek w domu miała), ale szybko się człowiek zżył.
Tytułowa para dobrze dobrana (P. Pawlak to niesamowicie piękna aktorka), choć podejście Jana do Justyny nie było w książce tak bezpośrednie, był nieśmialy bardziej i z większym uniżeniem się do niej odnosił, a w filmie rozmawiali jak równi sobie.
Zabrakło mi kilku ważnych scen, rzutu kamieniem Jadwiski, instruowania parobka przez Witolda jak używać brony oraz spotkania Marty z Anzelmem po latach na weselu! Co szczególnie boli, bo chyba nie ma nikogo, kto by nie kibicował tej parze i zakładam, że pomimo zamknięcia tematu przez Orzeszkowa jednak Marta będzie ich czasem odwiedzać z wiadomego powodu, szczególnie mając pretekst ;)
Również zbyt krótka była rozmowa Witolda z Benedyktem, bez książki nie było tej głębi, za szybko przyszła ta odmiana w ojcu, co było kluczowym wątkiem książki. Nie pokazano też planów wobec uboższych sąsiadów.
No i choć w ostatniej scenie Anzelm pięknie wypowiedział ostatnia kwestię, to jednak w książce nie musiał się przedstawiać i też zabrakło mi kleczenia Jana z ręką Benedykta na głowie.
Ale to pojedyncze braki, pozostałe sceny były bardzo wierne książce. Bardzo dobry film, choć jednak przy tej cudownej ksiazce blednie :)