Bracia Dardenne też tworzą filmy bez muzyki, mimo to nie widac, by ich filmom czegoś brakowało.
Nie trzeba, ale to nie jedymi twórcy, którzy tworzą dobre kino bez muzyki. A swoją drogą braci Dardenne dobrze znać, bo to serio genialni filmowcy.
I o scenariuszu też ktoś zapomniał bo ta cała maskarada przypomina raczej przebieg dnia, opowiedzianego przez jednego ze współbiesiadników podczas niedzielnego obrzezania bratanka w domu reżysera. Dnia rutynowego, nudnego i kompletnie jałowego. Jest mnóstwo izraelskich czy libańskich produkcji tego typu, które w przeciwieństwie do Jeziora Tahoe przynajmniej prezentują sobą jakąś wartość i niosą jakiekolwiek przesłanie.