Jak to zwykłem mówić "fajny film widziałem". Sporo czasu od tamtej pory upłynęło ale
wracam czasem do niego. "Nad rzeką której nie ma", obejżałem ponownie kilka dni
temu.
Jak dla mnie, klimat akcji tego filmu był swego rodzaju marzeniem. Miałem niespełna 17
lat kiedy widziałem go pierwszy raz. To był rok 1992 może 1993. Zacząłem wchodzenie w
dorosłość i ten film (min, oczywiście) był takim wzorcem którego poszukiwałem. I nie
chodzi tu o zalewanie się tanim winem, ale głównie o akcję filmu, która kręci się wokół
pory letniej. Nieskrępowanie wynikające z możliwości cieszenia się przyrodą, spanie w
stodole na sianie etc. To jakoś tak najbardziej mnie ujęło. Pani Biedrzyńska.
Charyzmatyczna, nonkonformistyczna wręcz awanturnicza ale w granicach rozsądku (tak
mi się wtedy wydawało), oraz ta chęć bycia "Admirałem" za którym laski się uganiają.
Obecnie mam 35 lat i zapewne gdybym dziś wchodził w dorosłość to byłby to inny film, z
innymi ideałami, z innymi propozycjami na spędzenie wolnego czasu.
Innych ludzi bym poszukiwał, czegoś innego od świata bym oczekiwał.
I dlatego wielkie podziękowania dla twórców filmu, za właściwy film we właściwym
(akurat dla mnie) czasie, bo nie chciałbym wchodzić w dorosłość w dzisiejszym świecie.
Recenzja tak piękna, że już wiem na pewno, że ten film muszę zobaczyc. Chociaż nie mam już 17 lat. Dziś o 1.30.... taką porę telewizja publiczna zaproponowała.
Warto było czekać do 1.30 :) Film naprawdę dobry, pozostawia wiele wątków otwartych i nie wyjaśnia ich do samego końca, przez co trochę daje do główkowania! Polecam
Sensem każdego filmu jest to, żeby jego całościowy, emocjonalny przekaz współgrał, uzupełniał określony moment życia ludzi, moment dziejowy, spoleczny, kulturalny. Zwykle jednak jest tak, że film w taki sposób oddziaływuje tylko na poszczególne jednostki :)
A Twoja recenzja bardzo szczera.
"Jak dla mnie, klimat akcji tego filmu był swego rodzaju marzeniem."
--------------------------
Nie tylko dla Ciebie, chłopie. Ja też zanurzyłbym się w ten klimat - bez wahania i bez żalu za wszystkimi zdobyczami techniki dzisiejszego pieprzniętego świata, gnającego do przodu na złamanie karku.
Ja miałam w 1992 tylko 8 lat, ale dużo pamiętam i niestety, ale czuję się raczej przygnieciona 'epoką rozsądku' ... Też bym łyknęła tego klimatu, ale niestety wspomnienia z czasem zacierają się i wszystko się oddala ...
Akurat akcja filmu dzieje się jakieś 30 lat przed 92, ale i pierwsza połowa lat 90-tych była znacznie łatwiejsza do strawienia niż obecne czasy.
Ok, powiem szczerze, że jeszcze nie widziałam tego filmu, jednak lubię trochę toporny sposób realizacji produkcji z okresu lat 90, szczególnie kostiumowych (nie wiem czy za takowe można już uznać lata 60?). Jakoś tak się fajnie patynują te opowieści, nie razi aż tak bardzo naprędce stworzona scenografia, ujmuje młodsze oblicze znanych aktorów, jeszcze bardziej dzikie i nietknięte są plenery i zwykle też powstawała wówczas bardzo dobra, liryczna, filmowa muzyka.
To charakterystyczne dla filmów Barańskiego. A scenografia w jego filmach wcale nie wygląda na robioną "naprędce".
To prawda, takiego klimatu już nie ma. Przeminął z tamtymi czasami, nie wróci. Czytam teraz książkę "Kronika wypadków miłosnych" i tam jest klimat podobny.
Witam, co prawda jestem pewnie młodszy od wypowiadających się tutaj, ale obejrzenie filmu skłoniło mnie do utworzenia konta oraz napisania opinii na temat tegoż filmu. W sumie wystarczy jak popiszę się pod postami przedmówców i chciałbym zwrócić się do was z serdeczną prośbą- na pewno oglądaliście wiele polskich filmów lat '70 '80 '90, których fabuła choć trochę przypominana ten film- podzielcie się tytułami, pozdrawiam
oglądnąłem na razie pierwszą z propozycji, ale już nie mogę się doczekać aż będę miał na tyle czasu, żeby obejrzeć kilka następnych, przez Was polecanych. Tak więc jeśli macie jeszcze jakieś filmy w zanadrzu, gdzie królują starsze klimaty, wioski oraz młodzi, dorastający ludzie- proszę podać tytuły.
"O rany, nic się nie stało". Trochę bardziej idzie w komedię, ale ogólnie ten sam klimat.
Bez wątpienia "Yesterday", jak również wspomniane już "Ostatni dzwonek" i "Marcowe migdały". Każdy z nich w pewnym sensie jest trochę podobny do "Nad rzeką...", jednak moim ulubionym pozostaje film Barańskiego (z praktycznie takich samych powodów jak Buniek75). Ten film to totalna magia...