"Kronika wypadków miłosnych" Wajdy, w dodatku tak podobna do części mojej biografii (też chodziłem z dziewczyną ze Wschodu - z Suwałk - i w pobliżu cerkwi, jak w filmie Wajdy). "Kronikę" przeżyłem jak operację na żywo, bo uczestniczyłem w podobnych sytuacjach, przy "Nad rzeką..." odczuwałem dystans, ale do pewnego tylko stopnia, bo treść zawarta w filmie Barańskiego jest uniwersalna, nawet tylko w zakresie relacji męsko-damskich.
Gratuluję mu bardzo udanego filmu. Jakże świetnie grający młodzi i starsi aktorzy... Urok plenerów... a naprawdę to, gdzie żyjemy, co widzimy, przenika i ducha ludzkiego, wiec potem wspominamy pewną całość, mistycznie widząc nawet domki, chwasty, wszelkie miejsca. Jakże świetny montaż, ten film płynie, ma swój rytm, a ja twierdzę, że najlepsze filmy mają swój rytm, specyficzną, wciągającą i logiczną zmienność zdarzeń, ujęć (tak jest np.w "Samych swoich"), jakby taneczną zmienność.