Na film wpadłem właściwie przypadkowo. Początkowo myślałem że to komedia potem zaś zorientowałem się że mam do czynienia z maksymalnie krindźowym kinem niby akcji. Fabuła opowiada o śledztwie agenta CIA w sprawie tzw. "Chińskich laleczek" czyli trenowanych na zamówienie zabójczych prostytutek. Koncepcja niczego sobie jednak fabuła jest tylko pretekstem dla festiwalu sztuk walki w najbardziej odjechanym wydaniu. Warto przy tym wspomnieć, że scenarzyści musieli do pióra nieźle popijać i zaprawiać to bongo gdyż o ile na początku całość jako tak trzyma się logiki to pod koniec filmowcom widocznie puściły wszelkie hamulce. Początkowe starcia kung fu z czasem przekształcają się na ekranie w pokazy synchronicznej gimnastyki przeplatanej z baletem i rock and roolem wyraźnie kręconym w fabryce trampolin. Na finał mamy przy tym walkę jedynie umowną gdyż niemal natychmiast przekształca się ona w pokaz sztuk cyrkowych. Wszystko zaś doprawione zostaje mnóstwem efektów specjalnych i praktycznych logika zaś odpływa na jednej łódce z fabułą niechciana i zapomniana w siną dal.O kreacjach aktorskich nie wpada w przypadku tego dzieła też za wiele pisać gdyż aktorów wyraźnie dobierano po pierwsze i najważniejsze ze względu na umiejętności gimnastyczne i zaprawdę widać to w każdej scenie podczas której są zmuszeni wygłaszać do bólu sztampowe dialogi.

Czy więc film jest zły ? Nie, Osobiście przyznać muszę iż sprawia pewnego rodzaju zakazaną przyjemność widzowi i chyba właśnie w to celowali twórcy. Nie mamy tu do czynienia z kinem ... hmm, wysokich lotów ? Na pewno nie arystycznych ale na pocieszenie dostajemy za to "wysokich lotów" praktycznych aż w nadmiarze i to kończonych zazwyczaj szpagatami w powietrzu bądź zwisami w najprzeróżniejszych pozycjach. Ostatecznie więc całość ogląda się wcale nieźle. Czy polecę ?

Tak. Jeśli lubicie cyrk. Bo pod tym tytułem znajdziecie bite półtorej godziny solidnego pokazu.