Fajnie usadowiony gdzieś między Procesem Kafki a Las Vegas Parano. Świetnie obsadzony główny aktor. Ta nieruchoma twarz jest super. Gra w Wilhelma Tella też pewnie niesie za sobą aluzje co do związków damsko-męskich...
Jeżeli aluzje, to do podświadomej albo i nie awersji bohatera do kobiet, w końcu zmaga się ze swoją orientacją. Weller i Davis wystąpili jako zakręcone małżeństwo jeszcze w The New Age, ale od oglądania tego ostatniego bolą zęby. Zabawne były odniesienia do Ginsberga i The Howl, chociaż oryginał jest zdecydowanie lepszy.
Niezbyt celne strzelanie do szklanki stojącej na głowie żony miało naprawdę miejsce. "In 1951, Burroughs shot and killed Vollmer in a drunken game of "William Tell" at a party above the American-owned Bounty Bar in Mexico City."
A wy kombinujecie z jakimiś symbolami i aluzjami.
A czy autentyczne zdarzenie nie ma prawa mieć jakichś podtekstów? Tylko to wyreżyserowane?
A jeśli do zdarzenia ludzie (przecież nie psy i kotki) dopisują podteksty, to wynika z tego, że je w pewnym sensie "reżyserują". O to mi chodziło.
Może je mieć, jednak akurat w tym przypadku on bardzo przeżywał ten wypadek z żoną. To było wielkim wstrząsem i tragedią dla Burroughsa i myślę, że niesprawiedliwym jest nadawać temu wydźwięk niechęci do kobiet. Myślę, że prawdę jego stosunku do żony dużo lepiej oddaje odpowiedź głównego bohatera na pytanie "po co mu taka zasyfiona ku#wa", na co on stwierdza "Nie mogę bez niej pisać". Był pisarzem, więc to tak jakby powiedział "bez niej moje życie nie ma sensu/staje się martwe".
Burroughs był nietypowym homoseksualistą. Podkreślał zawsze, że nie pasuje do środowiska gejowskiego - nie zachowuje się jak typowi geje (w sensie gejów, po których od razu widać, że są gejami) i nawet nie do końca jest w stanie dać odpowiedź pozytywną na pytanie czy jest gejem. Właśnie przez to, że tak "z zachowania" i jakby "z charakteru" nie jest. Nie piszę tego jako swojego zdania na temat tego jak zachowuje się gej i kogo nazywać gejem, opisuje to na podstawie tego jak on to przedstawiał.
Ciekawe są też te wszystkie narkotyczne kwestie, bo jak wiadomo, Burroughs ostro ćpał i to wszystko, co się dało, a w tym różne bardzo egzotyczne używki w związku z czym był w tym wszystkim dobrze obeznany, jednak jednocześnie nie popierał narkotyzowania się w tym sensie, że nie polecał go, bo, całkiem sensownie, widział w nim utratę wolności. Uzależnienie oczywiście jest poważną utratą wolności. I dlatego też Burroughs walczył ze swoim nałogiem korzystając w pewnym momencie z metadonu.
Te wszystkie robale w filmie poza tym, że są fantastycznym ukłonem w stronę Kafki i jego zagubienia w świecie/życiu, mają też chyba jakiś związek ze stosunkiem Burroughsa do używek, które traktował jak świństwo/śmieci/g#wno i z upodleniem/splugawieniem/byciem jak brudne robactwo osób uwięzionych w nałogu.
Do tego jeszcze te kwestie zabijania się pisaniem. Oddawania/poświęcania części siebie, gdy się coś pisze. Wyniszczania się w ten sposób. I maszyny piszące same mające postać robactwa, jednocześnie mówiąc czymś na kształt ludzkich odbytów.
Ciekawe jest to, że bohater najpierw próbuje nie unikać pisania tak jak i unika narkotyków, i i jedna, i druga z tych rzeczy są równie niszczące. Wciągające, nęcące, ale wyniszczające.
No i świetnie dobrali pod względem wyglądu odtwórcę głównej roli - wykapany Burroughs.
"po co mu taka zasyfiona ku#wa", na co on stwierdza "Nie mogę bez niej pisać".
Niestety, to prawda. Artysta bez muzy nie daje rady. Nie stoi mu jak należy, a bez tego nie da się.
W cały film wpleciona jest biografia Burroughsa, począwszy od głównego bohatera (jego nazwisko to pseudonim literacki Burroughsa) inne postacie z filmu inspirowane osobami związanymi z pisarzem, cała ta homo-narkotyczna historia i takie właśnie nawiązania jak zabawa w Wilhelma Tella (Burroughs rzeczywiście zastrzelił swoja partnerkę Joan Vollmer podczas takiej zabawy), czy arabska stylizacja filmowej krainy nawiązująca do Tangeru w którym Nagi Lunch został napisany. Dla mnie osobiście taki jest kontekst tego filmu pokazujący człowieka z jednej strony ikonicznego dla rzeczywistości swoich czasów a z drugiej pogrążonego, niepotrafiącego odnaleźć do niej drogi, i przestroga jak mało potrzeba żeby się zatracić.